Kosaczow, bliski współpracownik prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, podkreślił, że Juszczenko doznał "druzgocącej porażki" - "nie poparły go żadne znaczące warstwy lub grupy społeczne". - Kurs, którego trzymał się Juszczenko, nie znalazł poparcia wśród narodu Ukrainy - zaznaczył. Według parlamentarzysty, "ktoś z pomocą pana Juszczenki próbował skłócić Ukrainę i Rosję, jednak próby te zakończyły się fiaskiem". - Naród ukraiński odmówił poparcia dla tej linii - wskazał. Oceniając perspektywy przyszłych relacji między Rosją i Ukrainą, Kosaczow zauważył, iż "bez względu na to, kto wygra w drugiej turze - (lider Partii Regionów Wiktor) Janukowycz czy (premier Julia) Tymoszenko - stosunki między Moskwą i Kijowem będą bardziej konstruktywne". - Gorzej niż przy Juszczence nie będzie. Jego epoka odeszła w przeszłość - skonstatował. Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy przestrzegł zarazem przed nazywaniem Janukowycza "prorosyjskim" kandydatem, a Tymoszenko - "prozachodnim". - To nie jest ta sytuacja, w której jedno jest czarne, a drugie - białe. Wszystko jest o wiele bardziej złożone - podkreślił. Zdaniem Kosaczowa, Janukowycz i Tymoszenko są "proukraińskimi politykami, których priorytetem jest obrona interesów własnego kraju - Ukrainy, choć czynią to różnymi sposobami". - Owszem, dla mnie jako członka partii Jedna Rosja bardziej zrozumiały i przewidywalny jest pan Janukowycz. Tym bardziej, że jego Partia Regionów utrzymuje ścisłe kontakty z Jedną Rosją. Wszelako i on, i pani Tymoszenko będą bronić ukraińskich interesów, co jest logiczne, wytłumaczalne i sprawiedliwe - oznajmił rosyjski parlamentarzysta. Centralna Komisja Wyborcza Ukrainy poinformowała w poniedziałek rano, że po przeliczeniu głosów z 73,85 proc. lokali wyborczych Janukowycz ma 11,25 punktów procentowych przewagi nad Tymoszenko - uzyskał 35,91 proc. głosów, a pani premier - 24,66 proc. Juszczenko zgromadził 5,25 proc. głosów.