Czerwony Krzyż zaapelował w środę o pomoc w wysokości 15,5 mln dolarów dla Koreańczyków z Północny. Co najmniej 138 osób zginęło, a prawie 400 uznano za zaginione w wyniku powodzi na północnym wschodzie kraju, wywołanych pod koniec sierpnia przez ulewane deszcze. Zniszczonych zostało ok. 20 tys. domów - wynika z bilansu ONZ z ubiegłego tygodnia. Według ONZ pomocy wciąż potrzebuje 140 tys. ludzi. Czerwony Krzyż szacuje, że ok. 70 tys. osób nie ma dachu nad głową. Państwowe media w Korei Północnej określiły w ubiegłym tygodniu powodzie jako "największą katastrofę" od drugiej wojny światowej. Jeśli rząd w Seulu dostarczyłby pomoc, to "Kim Dzong Un przypisałby sobie tę zasługę" - oświadczył rzecznik południowokoreańskiego ministerstwa ds. zjednoczenia narodowego Dzeng Dzun Hi. "W takich okolicznościach nie mogę pozbyć się wrażenia, że wszelka zewnętrzna pomoc byłaby daremna" - dodał. Rzecznik powiedział, że komunistycznym władzom w Pjongjangu należy się krytyka za brak działań dotyczących zwalczania skutków powodzi oraz za koncentrowanie się zamiast tego na piątym teście nuklearnym, który został przeprowadzony na początku września, oraz na kolejnych próbach rakietowych. "Północ mówi, że nawiedziła ją najgorsza katastrofa, a uśmiechnięty Kim Dzong Un był na miejscu testowania silnika rakietowego" - oświadczył Dzeng, nawiązując do poniedziałkowej próby silnika rakietowego dużej mocy, zdolnego do wynoszenia na orbitę satelitów. Zanim w 2008 roku w Korei Południowej do władzy doszli konserwatyści, Seul regularnie dostarczał swemu północnemu sąsiadowi pomoc żywnościową w sporych ilościach. Według ekspertów z powodu braku odpowiedniej infrastruktury Korea Północna jest wyjątkowo bezbronna w sytuacji klęsk żywiołowych, zwłaszcza powodzi.