Prezydent USA przybędzie do Korei Południowej po wizycie w Tokio, gdzie potwierdził tezę o "światowej osi zła", obejmującej Irak, Iran i Koreę Północną. Słowa amerykańskiego przywódcy uraziły jednak Koreańczyków z Południa, gdyż zostały przyjęte jako zaprzeczenie "Słonecznej polityki" prezydenta Kim De Dzunga, zakładającej dialog z Phenianem. - Stany Zjednoczone powinny wreszcie przestać się mieszać w wewnętrzne sprawy innych państw i wprowadzać atmosferę przygotowań do wojny. Waszyngton posuwa się za daleko, ingerując w sprawy suwerennych państw, rzekomo w imię dobra ich mieszkańców - takie opinie słychać na ulicach stolicy kraju. W Seulu mówi się, że poprzez włączenie do "osi zła" Phenianu, którego ostatnim znanym aktem terroryzmu było wysadzenie południowokoreańskiego samolotu pasażerskiego w 1987 roku, Waszyngton pragnie pokazać, że wojna z terroryzmem to nie tylko wojna z wojującym islamem. Ma to również uzasadniać potrzebę budowy kontrowersyjnej tarczy antyrakietowej.