Był to ten sam typ pocisku balistycznego, który - według KCNA - pomyślnie przetestowano w maju br. i który może być użyty do odpalenia na wody Pacyfiku w pobliżu amerykańskiej wyspy Guam. Komunikat KCNA podkreśla, że odpalenie rakiety obserwował osobiście przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un. Według agencji, Kim Dzong Un wyraził "wielką satysfakcję" z udanego testu i oświadczył, że będzie obserwował dalsze "postępowanie USA" zanim podejmie decyzję co do dalszych działań. Przywódca Korei Północnej określił wtorkowy test jako "istotny wstęp do powstrzymania Guam", gdzie - jak przypomina amerykańska agencja Associated Press - znajdują się bazy wojskowe USA, które Pjongjang uważa za stanowiące zagrożenie. Kim oświadczył też, że Korea Północna powinna dokonać dalszych prób z pociskami balistycznymi aby "rozszerzyć możliwości swoich sił strategicznych" - poinformowała KCNA. KCNA podkreśliła też, że wtorkowy test był odpowiedzią na trwające od ub. czwartku manewry wojsk USA i Korei Południowej pod kryptonimem "Ulczi - Strażnik Wolności" (Ulchi - Freedom Guardian). Pjongjang uważa te doroczne manewry za przygotowania do inwazji na swoje terytorium. Według południowokoreańskiego sztabu generalnego pocisk pokonał odległość ok. 2700 km i przelatując nad japońską wyspą Hokkaido osiągnął wysokość 550 km. Prezydent Donald Trump oświadczył, że dla Stanów Zjednoczonych "na stole są obecnie wszystkie opcje" przy rozważaniu odpowiedzi na ostatni test rakietowy Pjongjangu. Departament Obrony USA zastrzegł jednak, że preferowaną opcją są nadal kroki dyplomatyczne. "Podczas gdy na stole są wszystkie opcje, dyplomacja jest wciąż na ich czele" - powiedział Reuterowi rzecznik Pentagonu płk. Robert Manning. Zdaniem Associated Press Pjongjang będzie bez wątpienia obserwował reakcję świata na ostatni test aby zbadać czy w przyszłości będzie mógł dokonywać podobnych. W reakcji na wtorkowy test we wtorek wieczorem czasu lokalnego na nadzwyczajnej sesji zebrała się Rada Bezpieczeństwa ONZ.