Sytuacja zmusiła władze Korei Północnej do natychmiastowego rozpoczęcia usuwania pieczęci i kamer monitorujących z nieużywanych obiektów jądrowych. - Prace w nich zostaną wznowione, krajowi potrzebna jest elektryczność - tak oficjalnie Phenian tłumaczy swe postępowanie. Winą za zaistniałą sytuację obarcza Stany Zjednoczone i państwa Zachodu, które w odwecie za przyznanie się Korei do prowadzenia tajnego programu broni nuklearnej, wstrzymały dostawy paliwa opałowego do tego kraju. Jednak zdaniem profesora stosunków międzynarodowych Lee Jung Hoona do wzrostu napięcia na Półwyspie Koreańskim nieprzypadkowo dochodzi w momencie, gdy Południowa Korea wybrała nowego prezydenta: Reżim w Phenianie stara się wybadać grunt. Chce sprawdzić czy południowokoreański prezydent-elekt, Roh Moo Hyun też będzie prowadził tzw. politykę blasku słonecznego wobec Korei Północnej, jak postrzega i jakie będą jego kroki wobec Północy. Stany Zjednoczone wprawdzie ostrzegają Phenian, jednak jak zauważają eksperci, wyraźnie nie chcą doprowadzić do jakiejkolwiek konfrontacji. Dowodem może być misja amerykańskiego sekretarza stanu Colina Powella, który cały weekend spędził na konsultacjach z Koreą Południową, Chinami, Rosją i Japonią właśnie na temat sytuacji na Półwyspie Koreańskim.