W 11-dniowych dorocznych ćwiczeniach, m.in. z użyciem symulacji komputerowych, bierze udział 56 tysięcy południowokoreańskich żołnierzy oraz 30 tysięcy amerykańskich żołnierzy w Korei Południowej i w USA - poinformowały w poniedziałek ministerstwo obrony w Seulu i dowództwo amerykańskie w tym kraju. Manewry pod kryptonimem Ulchi Freedom Guardian następują po wspólnych południowokoreański-amerykańskich manewrach morskich, przeprowadzonych w zeszłym miesiącu u wschodnich wybrzeży Korei Płd. na znak jedności Seulu i Waszyngtonu wobec zatonięcie w marcu południowokoreańskiego okrętu Cheonan. Zginęło wówczas 46 marynarzy. Seul oskarża o zatopienie Phenian, który temu zdecydowanie zaprzecza. Obie Koree formalnie nadal pozostają w stanie wojny, gdyż konflikt koreański (1950-1953) zakończył się zawarciem rozejmu, a nie traktatu pokojowego. Stany Zjednoczone, które w wojnie poparły Seul, utrzymują w Korei Południowej 28,5 tys. żołnierzy, żeby chronić swego sojusznika przed ewentualną agresją ze strony Phenianu. Seul i Waszyngton utrzymują, że rutynowe manewry mają czysto obronny charakter, podczas gdy Phenian postrzega je jako przygotowania do inwazji na swoje terytorium. "To kolejna prowokacja militarna mająca na celu wywołanie wojny nuklearnej" przeciwko Korei Północnej - napisał w poniedziałek w komentarzu główny północnokoreański dziennik "Rodong Sinmun", właściwie organ Komitetu Centralnego Partii Pracy Korei. W niedzielę Phenian ostrzegł, że planowane w najbliższym tygodniu wspólne manewry wojskowe Korei Południowej i Stanów Zjednoczonych spotkają się z "bezlitosną" odpowiedzią Korei Północnej. "Odpowiedź militarna będzie najbardziej surową karą, kiedykolwiek nałożoną na kogokolwiek w świecie" - głosił oficjalny komunikat północnokoreańskiej armii. Nie sprecyzowano, w jaki sposób ma nastąpić uderzenie.