W bitwie morskiej na Morzu Żółtym został zatopiony jeden południowokoreański okręt patrolowy. W bitwie zginęło 4 marynarzy południowokoreańskich, 1 zaginął, a 19 zostało rannych. Korea Północna odrzuciła dzisiaj propozycję rozmów, które mogłyby złagodzić napięcie po wczorajszej bitwie morskiej. Rozmów zażądała wojskowa komisja ONZ ds. zawieszenia broni, którą kierują Amerykanie. Północnokoreańskie media zarzuciły dzisiaj USA, że zepchnęły stosunki między obu krajami "na skraj wojny". - 70 i 40 milimetrowe działka zainstalowane na naszych jednostkach patrolowych są niezwykle skuteczne, bo sterowane komputerowo. Dlatego jestem przekonany, że po stronie Północy jest więcej niż 30 ofiar - mówił w Seulu generał Ahn Ki-Seok. Ta wypowiedź jest jednak w pewnym sensie próbą ratowania prestiżu armii Korei Południowej. Generał musiał się gęsto tłumaczyć przed specjalną komisją, dlaczego jego podkomendni przegrali starcie z komunistami. Seulskie gazety piszą dziś, że "słoneczna polityka" ocieplania stosunków z komunistami, lansowana przez prezydenta Kim De Dzunga nie sprawdziła się. - Daliśmy zbyt wiele, a otrzymaliśmy w zamian zbyt mało - twierdzi "Korea Times". Tymczasem prezydent Korei Południowej Kim De Dzung wylądował na lotnisku w Japonii, gdzie ma uczestniczyć w zakończeniu mistrzostw świata. Dziś w finale Niemcy zagrają z Brazylią w Jokohamie. W samej Korei Południowej wciąż panuje napięta atmosfera po wczorajszych wydarzeniach na Morzu Żółtym, kiedy to doszło do wymiany ognia między okrętami wojennymi obu Korei. W Tokio też panuje nerwowa atmosfera. Jak potwierdził specjalnemu wysłannikowi radia RMF rzecznik japońskiej armii, wzmocnione zostały patrole obrony przeciw lotniczej. Premier Japonii nie ukrywa, że incydent na Morzu Żółtym może skomplikować sytuację w regionie. Pekin nie opowiedział się oficjalnie po żadnej ze stron. - Z troską przyglądamy się temu, co się dzieje - mówią partyjni chińscy dygnitarze. Stany Zjednoczone zareagowały stanowczo i potępiły Koreę Północną za zbrojną prowokację. Starcie okrętów na Morzu Żółtym to też porażka polityki prezydenta Korei Południowej, który od chwili objęcia urzędu dążył do zbliżenia z reżimem. Podejrzewa się, że akcja była dokładnie zaplanowana przeciwko jedności narodowej, jaką budziły poczynania piłkarzy koreańskich. Korea Płn. odrzuca propozycję rozmów Korea Północna odrzuciła dzisiaj propozycję rozmów, które mogłyby złagodzić napięcie po bitwie morskiej okrętów obu Korei na Morzu Żółtym - poinformowała południowokoreańska agencja Yonhap. Odmowę Phenian przekazał dzisiaj rano przez Panmundżom w strefie zdemilitaryzowanej między obu Koreami, jedyny ich punkt kontaktowy. Korea Północna jako warunek wstępny spotkania wskazała zniesienie granicy morskiej między Północą i Południem, której Phenian nie uznaje. Rozmów - właśnie w Panmundżom - zażądała wojskowa komisja ONZ ds. zawieszenia broni, którą kierują Amerykanie Komisja z pomocą państw neutralnych nadzoruje przestrzeganie rozejmu, który położył kres wojnie koreańskiej w 1953 r. Po trwającej trzy lata wojnie, w które prócz obu Korei i ich sojuszników brały udział Stany Zjednoczone i Chiny, nie podpisano żadnego układu pokojowego. Korea Płn. oskarża USA o podżeganie do wojny Północnokoreańskie media zarzuciły dzisiaj Stanom Zjednoczonym, że zepchnęły stosunki między obu krajami "na skraj wojny". Nie wspomniały jednak nic o bitwie morskiej z okrętami Korei Południowej. Dziennika partii komunistycznej "Rodong Sinmun" ostrzegł, że Korea Płn. jest gotowa odpowiedzieć "zdecydowanymi kontrposunięciami" na jakikolwiek "atak prewencyjny" Amerykanów, podjęty z ich baz w Korei Południowej. Gazeta wskazuje na amerykańskie projekty "nalotów prewencyjnych". Byłaby to "demonstracja siły na Półwyspie Koreańskim i skrajnie niebezpieczna próba postawienia stosunków amerykańsko-północnokoreańskich na krawędzi wojny" - komentuje.