"Chcę uniknąć paraliżu w Europie. Jestem zwolennikiem konstytucji, ale bądźmy realistami, nie wejdzie ona w życie w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat. Przygotujmy się na inne wyzwania" - mówił niedawno przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Ujednolicić prawo Konstytucja Unii Europejskiej miała wejść w życie zamiast istniejących obecnie praw pierwotnych Unii. Miała zastąpić Traktat Rzymski oraz Traktat z Maastricht, a także wszystkie zmieniające i uzupełniające je traktaty. Unia Europejska miałaby jednocześnie uzyskać podmiotowość prawną. Głównym założeniem projektu konstytucyjnego miało być rozszerzenie współpracy w sprawach wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Pojawiła się też nadzieja na zniesienie jednomyślności głosowania w większości kwestii. Istotnym punktem projektu eurokonstytucji jest zmiana głosowania w Radzie Ministrów, która wywołała szereg wątpliwości, także w Polsce. Po 2009 roku planowane było zastąpienie Traktatu nicejskiego nowym podziałem głosów i wprowadzeniem zasady podwójnej większości. Według projektu, do podjęcia decyzji byłoby potrzeba co najmniej 55 proc. państw Unii (nie mniej niż 15) reprezentujących co najmniej 65 proc. jej ludności. Do zablokowania decyzji konieczna byłaby zgoda ponad 45 proc. państw lub 35 proc. ludności zamieszkującej co najmniej cztery państwa. Zdaniem zwolenników projektu, korzystną zmianą jest planowana rozbudowa instytucji europejskich, które teraz miałyby działać dla dobra całej wspólnoty. Europa z konstytucją miałaby być sprawna i skuteczna, przede wszystkim w działaniu na rzecz biedniejszych krajów. Jak podkreślają komentatorzy przeciwni traktatowi, projekt odbiera obywatelom państw Unii prawo do samostanowienia. Daje też instytucjom ponadnarodowym duże możliwości ingerencji w suwerenne decyzje poszczególnych krajów. Nicea albo śmierć Na etapie tworzenia projektu eurokonstytucji doszło do wielu sporów między członkami Unii. Głównym powodem konfliktu stał się podział głosów. W opozycji do najsilniejszych członków wspólnoty, przede wszystkim Francji, Niemiec i Włoch, stanęły głównie Polska i Hiszpania. Oba kraje stwierdziły, że nowy podział głosów jest dla nich nie do przyjęcia i działać będą zgodnie z sejmowym wystąpieniem Jana Rokity: "Nicea albo śmierć". Wiele kontrowersji wzbudziła też kwestia preambuły. Poszło o odwołanie w niej do kultury starożytnych Greków i Rzymian, a pominięcie chrześcijańskich korzeni Europy. Stanęło na odwołaniu do tradycji humanistycznej i religijnej Europy. Szczyt Unii z grudnia 2003 roku, głównie ze względu na "spór nicejski", zakończył się fiaskiem. Za jego niepowodzenie obwiniono Polskę i Hiszpanię. Dopiero rok 2004 przyniósł kompromis. Nowy socjalistyczny rząd hiszpański opowiedział się za kompromisem w sprawie mechanizmu głosowania zawartego w nowej konstytucji. Polska, która pozostała sama sobie, również musiała ustąpić. Wkrótce nasz kraj stał się członkiem Unii, a nowy rząd Marka Belki odrzucił walkę o zapisy nicejskie. Podczas szczytu w Brukseli przywódcy "25" zgodzili się na nowy system głosowania i traktat został zaakceptowany. Ważnym elementem projektu było pozostawienie jednomyślności głosowania w kwestiach: podatków, zabezpieczeń socjalnych, polityki zagranicznej oraz obrony. Francuskie "nie" i polski spokój Wszystkie kraje członkowskie Unii powinny ratyfikować projekt konstytucji, aby wszedł on w życie. Dzisiaj wiadomo już, że to się nie uda. Francuskie i holenderskie "nie" w ogólnokrajowych referendach stanęło na przeszkodzie wejściu w życie traktatu. Francuskie "nie" nazwano policzkiem dla Europy. "Europejska konstytucja nie wali się, ale walą się jej fundamety" - zgodnie twierdzili komentatorzy. "Francja nie jest już najstarszą córką Europy. Ta era, gdy nasz kraj był liderem integracji, już minęła" - pisał po referendum francuski dziennik LeMond. Traktat konstytucyjny po francuskim "nie" w praktyce stał się martwy. Co na to Polska? Po zatrzymaniu procesu ratyfikacji przez Francję i Holandię, komentatorzy w Polsce byli zgodni: nie można spieszyć się w Polsce z referendum. Trzeba wyciągnąć wniosek z francuskiej lekcji. Nie można też mieszać eurokonstytucji z kampanią parlamentarną i prezydencką. Dziś jest już po wyborach. Jest nowy prezydent, w bólach rodzi się rząd. Zdaniem fachowców, dopiero w przyszłym roku przyjdzie czas na dłuższe i poważne porozmawianie ze społeczeństwem. Polakom nie spieszy się z ratyfikacją konstytucji. Mało kto w ogóle marzy o jej wejściu w życie. Od ponad roku jesteśmy w Unii. Wielu - przede wszystkim rolnicy - na wejściu do wspólnoty skorzystali. Niewielu straciło. Czy zatem Polaków interesuje wejście w życie konstytucji, zwłaszcza w jej obecnej postaci? Fachowcy mówią, że nie. Traktat z Nicei powinien być zmieniony, zmodyfikowany z wprowadzeniem nowych elementów. Duże znaczenie ma też fakt, że przygotowany dokument był trudny i niezrozumiały dla przeciętnego obywatela. Łącznie liczył ok. 800 stron tekstu. Najlepszym scenariuszem dla Polaków byłoby zwołanie nowej konferencji międzyrządowej, napisanie lepszego traktatu i wytłumaczenie obywatelom, o co w tym wszystkim chodzi. Celem Unii Europejskiej - jak twierdzą politycy i komentatorzy - powinno być stworzenie traktatu ustrojowego, a nie politycznego, traktatu "odchudzonego", nie biurokratycznego, poprzedzonego debatą społeczną.