"Dwóch szefów rebelii wyjechało z Teheranu na północ Iranu, gdy stwierdzili, że rośnie gniew narodu, który domaga się ich ukarania" - napisała agencja Irna, sugerując, że opuścili oni stolicę z własnej woli. Strona opozycyjna Rahesabz przedstawiła inne okoliczności ich wyjazdu. Powołując się na poufny biuletyn agencji Irna, Rahesabz pisze, że "Strażnicy Rewolucji i funkcjonariusze ministerstwa bezpieczeństwa wewnętrznego zabrali Musawiego i Karubiego do miasta Kelar-Abad(...), by ich ochronić przed gniewem mieszkańców". "Obecnie Musawi i Karubi znajdują się pod kontrolą członków ministerstwa bezpieczeństwa wewnętrznego oraz Strażników Rewolucji i przebywają w Kelar-Abad" - dodała strona Rahesabz, powołując się na wspomniane źródło. Syn Karubiego Hosejn zapewnił jednak na stronie internetowej partii politycznej swego ojca, że widział go w Teheranie w środę "o 21.00" (18.30 czasu polskiego). "Niektórzy usiłują wytworzyć atmosferę lęku i zastraszenia(...) rozpowszechniając informacje o aresztowaniu lub wygnaniu (mego ojca), by wywrzeć na niego presję" - powiedział. Prorządowe wiece Dziesiątki tysięcy zwolenników rządu irańskiego kontynuowały w środę demonstrowanie poparcia dla władz na wiecach, organizowanych w całym kraju. Szef irańskiej policji zagroził, że wszelkie protesty ruchu proreformatorskiego będą tłumione "bez litości". Na prorządowych wiecach żądano kary śmierci dla przywódców opozycji. "Śmierć Musawiemu" - skandowali uczestnicy wiecu w Teheranie, domagający się rozprawy z przywódcą opozycji Mir-Hosejnem Musawim. Rząd dał w środę wolne wszystkim urzędnikom, aby mogli uczestniczyć w wiecach poparcia dla władz. Na miejsca prorządowych demonstracji autobusami dowożono uczniów. Konserwatywny duchowny Ahmad Alamolhoda nazwał oponentów najwyższego przywódcy, ajatollaha Alego Chameneiego członkami "partii szatana". Powoływał się przy tym na Koran. "Surowe konsekwencje" Szef policji generał Esmail Ahmadi Moghadam zapowiedział "surowe konsekwencje" wobec tych, którzy ośmieliliby się organizować kolejne protesty uliczne. W niedzielę w największych zamieszkach, do jakich doszło po kontrowersyjnych wyborach prezydenckich z 12 czerwca, zginęło co najmniej ośmiu ludzi. - W przypadku poprzednich protestów policja okazywała pobłażliwość - mówił Moghadam. - Biorąc jednak pod uwagę, że ci oponenci (uczestnicy prodemokratycznych demonstracji) dążą do obalenia (systemu rządów), nie będzie już litości. Według szefa policji "skończyła się era tolerancji".