Przedsmak chaosu, w którym pogrążył się Kongres, Ameryka miała już na początku roku. W styczniu dopiero w 15 głosowaniu udało się wybrać spikera Izby Reprezentantów. Został nim wtedy polityk z Kalifornii Kevin McCarthy. Zanim jednak objął stanowisko, o którym podobno marzył od początku politycznej kariery, musiał porozumieć się z niewielką, ale mająca ogromne znaczenie grupą kongresmenów z radykalnego skrzydła partii. Ich głosy są wiele warte, bo republikanie, choć mają większość w Kongresie, to jest ona słaba - opiera się bowiem obecnie na czterech głosach. McCarthy poszedł na szereg ustępstw. Zaakceptował żądania, które bardzo osłabiały pozycję spikera. Jedno z nich okazało się zabójcze. McCarthy po wielu głosowaniach, które przegrywał zaledwie o kilka głosów, wreszcie zgodził się na postulat, aby wniosek o jego ewentualne odwołanie mógł złożyć tylko jeden kongresmen. Po tym ustępstwie McCarhty dostał także głosy grupy radykalnej i został spikerem. Tym samym zrobił z siebie zakładnika politycznych kaprysów kolegów i koleżanek z Kongresu i zawęził sobie pole manewru. Już wtedy niektórzy nie wróżyli McCarthy’emu długiej kariery na fotelu spikera i twierdzili, że jego schlebianie radykałom poszło za daleko, a zgadzając się na postulaty tej grupy, podpisał na siebie wyrok i że wcześniej czy później ktoś będzie chciał go ze stanowiska usunąć. USA. Kevin McCarthy traci stanowisko. Historyczne głosowanie Ten moment nadszedł na samym początku października. To wtedy kongresmen z Florydy Matt Gaetz, jeden z najbardziej zagorzałych zwolenników Donalda Trumpa, twierdzący, że były prezydent wybory wygrał i głosujący przeciwko uznaniu wyniku wyborów prezydenckich oraz sprzeciwiający się pomocy Ukrainie, złożył wniosek o odwołanie McCarthy’ego z funkcji spikera. Matt Gaetz to polityczny samotnik, żadna ze znaczących grup w partii nie uważa go za swojego człowieka, ale ku przerażeniu wielu republikanów okazał się on samotnikiem niezwykle skutecznym. Jak twierdził, McCarthy dogadując się z Demokratami w sprawie prowizorium budżetowego, zdradził część z tych, którzy głosowali na niego, gdy walczył o swój urząd. 4 października McCarthy stracił stanowisko i przeszedł do historii jako pierwszy spiker, który został pozbawiony tej funkcji w wyniku głosowania. Ostatni raz takie głosowanie miało miejsce w 1910 roku, ale ówczesny spiker je wygrał. Za odwołaniem McCarthy’ego głosowali wszyscy demokraci i tylko 8 republikanów. Kongres znalazł się w sytuacji, w której jeszcze nigdy nie był. Teraz, gdy chaos trwa od niemal trzech tygodni i cały czas się pogłębia, spora część republikanów na Kapitolu jawnie okazuje Gaetz’owi wrogość. Jak donosi "The Wall Street Journal" niektórzy nazywają go szarlatanem, czarnym charakterem i republikaninem z nożyczkami w ręku. Jednym słowem - siewcą destrukcji i królem bezhołowia. Odwołanie spikera było takim ciosem dla republikanów, że tymczasowy spiker (obejmując urząd wskazał go McCarthy), którego jedynym zadaniem jest zorganizowanie wyboru nowego szefa Izby Reprezentantów, zarządził tygodniową przerwę. Oficjalnie po to, aby politycy mogli dogadać się w sprawie następcy McCarthy’ego, a nieoficjalnie, aby ochłonęli i uporali się z szokiem. USA. Walka o fotel spikera Izby Reprezentantów Chętni, aby stratować w wyścigu o przywództwo w Kongresie, znaleźli się szybko, ale równie szybko okazało się, że chociaż mają ambicje, to nie mają aż takiego poparcia, by zdobyć w głosowaniu potrzebne 217 głosów i zostać spikerem. Ostatecznie na polu walki ostał się kongresmen z Ohio - Jim Jordan. Matt Gaetz triumfował. Z Jordanem wiele go łączy. Chociażby to, że obaj sytuują się na radykalnej prawej flance partii - jeden i drugi jest fanem Donalda Trumpa. Jordan jest przewodniczącym prestiżowej Komisji sprawiedliwości, która prowadzi śledztwo m.in. w sprawie biznesów Huntera Bidena - syna prezydenta , a także odpowiada dochodzenie w sprawie Joe Bidena, które może zakończyć się głosowaniem w sprawie impeachmentu. Gaetz jest wielkim orędownikiem usunięcia Joe Bidena z Białego Domu. Jordan od początku wiedział, że do zostania spikerem brakuje mu głosów, jednak jak twierdził, nie jest politykiem, który się poddaje. Zabiegał o poparcie jak tylko mógł. Negocjował, obiecywał i pojawiły się nawet informacje, że jego ludzie zastraszali tych, którzy nie byli mu przychylni. Jordan stanowczo te doniesienia zdementował. Trzykrotne upokorzenie Jeden z wahających się polityków Partii Republikańskiej miał przedstawić Jordanowi ultimatum - albo ten publicznie przyzna, że Trump przegrał ostatnie wybory prezydenckie, albo straci głos kolegi z kongresowych ław. Jordan na taki układ nie przystał, przez co stracił sympatię umiarkowanego skrzydła republikanów. Upokorzenie przyszło szybko. Trzykrotnie Kongres głosowała nad kandydaturą Jordana i za każdym razem grupa jego przeciwników się powiększała. Przy pierwszym głosowaniu przeciwko niemu było 20 kongresmenów, w drugim 22, a w trzecim 25. Grupa niechętnych Jordanowi tłumaczyła, że zgoda na to by został on spikerem oznaczałby, że cała Partia Republikańska poddała się dyktatowi radykalnej mniejszości, czyli woli tych kilku kongresmenów którzy w październiku zagłosowali za odwołaniem McCarthy’ego. Po trzecim przegranym głosowaniu Jim Jordan nie chciał rezygnować, jednak zmusili go do tego partyjni koledzy. W wewnętrznym głosowaniu zdecydowali, że Jordan ma przestać być kandydatem na szefa Izby Reprezentantów. USA. Republikanie podzieleni. Burza w Kongresie Nastroje w Partii Republikańskiej są przygnębiające. Republikanie przyznają, że ich brak jedności może mieć fatalny wpływ na wynik partii w przyszłorocznych wyborach do Kongresu i niewykluczone, że także na decyzje Amerykanów jak głosować w wyborach prezydenckich. Badania opublikowane przez CNN pokazują, że chociaż Amerykanie nie śledzą z zapartym tchem każdego głosowania, to 74 proc. respondentów źle ocenia prace republikanów w Kongresie. Na ostatnim spotkaniu partii u niektórych emocje wzięły górę. Jeden z polityków zaczął obrażać Matta Geatza i z agresją ruszył w jego stronę. A gdy Gaetz wstał, by zabrać głos, McCarthy rzucił do niego: "Siadaj na du**e". Później tłumaczył to dziennikarzom tym, iż jest pewny, że w tej chwili cały kraj chętnie krzyczałby na Gaetz'a. Kongresmeni w poniedziałek 23 października mają wyłonić nowego kandydata, tyle że nadal nie wiadomo, czy jest ktokolwiek kto będzie w stanie zdobyć poparcie większości. Ameryka na skraju Polityczne przepychanki w Waszyngtonie mają także znaczenie międzynarodowe. Bez zgody Kongresu prezydent nie może zdecydować o dodatkowej pomocy finansowej ani dla Ukrainy, ani dla Izraela. Jack Sullivan, doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa, mówi wprost, że środki przyznane poprzednio na pomoc dla Kijowa są na wyczerpaniu, a bez dodatkowych funduszy wsparcie, w tym także militarne może się załamać. To byłby dramatyczny scenariusz nie tylko dla Ukrainy, ale także dla Europy, której bezpieczeństwo jest ściśle związane z wynikiem wojny na Ukrainie. Joe Biden wysłał prośbę do Kongresu o przyznanie ponad 100 miliardów dolarów na pomoc między innymi dla Ukrainy i Izraela. Sami kongresmeni przyznają, że sprawa jest pilna, bo sytuacja międzynarodowa jest poważna i mało stabilna, ale równocześnie bezradnie rozkładają ręce, bo bez spikera żadne prace, nawet te najpilniejsze nie ruszą. Powagę sytuacji potęguje jeszcze jeden fakt - prowizorium budżetowe kończy się 17 listopada. Jeśli do tego czasu na Kapitolu nie zostanie wypracowany kompromis w sprawie finasowania rządu federalnego, to ten za niecały miesiąc zacznie wygaszać działalność. Miliony Amerykanów nie dostaną wypłat, a amerykańska gospodarka poniesie olbrzymie straty. Według wyliczeń jednego z think tanków każdy tydzień tzw. shutdownu kosztować może Stany Zjednoczone miliard dolarów. Jednak nawet najczarniejsze wyliczenia nie zjednoczą skłóconych republikanów, jeśli oni sami nie będą w stanie się ze sobą porozumieć. Demokraci, na czele z Hakeemem Jeffries’em proponują znalezienie ponadpartyjnego kandydata na spikera. Jest to mało prawdopodobne, bo dla części republikanów jakakolwiek współpraca z drugą stroną politycznego teatru to zdrada. Nawet odwołany Kevin McCarthy o spowodowanie całego zamieszania, oprócz Geatz’a, oskarża też demokratów. W opinii polityka mogli oni nie popierać jego odwołania lub zagłosować na Jordana. Ten drugi scenariusz wydaje się zupełnym science fiction, bo lider mniejszości demokratów w Izbie Hakeem Jeffries nazywa republikanina "zagrożeniem dla amerykańskiej demokracji". Dodatkowo demokraci twierdzą, że republikanie coraz bardziej osuwają się w odmęty radykalizmu. I tak najpotężniejsze państwo świata pogrąża się w politycznym chaosie. Magda Sakowska, korespondentka Polsat News i Interii w Waszyngtonie *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!