- Mamy za złe rządowi z Kigali bierność, z jaką przyglądał się, gdy terytorium Rwandy było wykorzystywane do zawiązania nowej zbrojnej rebelii, wymierzonej przeciwko Demokratycznej Republice Konga - oświadczył w Kinszasie minister informacji Lambert Mende - Rwandyjskie władze nie ostrzegły nas przed tym, a bierność ta zagraża bezpieczeństwu i pokojowi w całym regionie afrykańskich Wielkich Jezior. Unikając oskarżenia Rwandy wprost o wspieranie kongijskich rebeliantów z Ruchu 23 Marca, Mende potwierdził wcześniejsze rewelacje ONZ i nowojorskiej organizacji Human Rights Watch, które ujawniły, że rwandyjscy wojskowi zwerbowali w Rwandzie kilkuset rekrutów, by posłać ich do Konga na pomoc tamtejszym rebeliantom. Rwanda dostarczyła też kongijskim partyzantom broń - karabiny maszynowe, moździerze i granatniki - naruszając w ten sposób embargo ONZ, a także gwałcąc postanowienia układu pokojowego zawartego przez Kongo i Rwandę w 2009 r. Ruch 23 Marca jest już czwartą od 1996 r. kongijską rebelią, wspieraną przez Rwandę. Najnowsza historia sąsiedzkich sporów i zbrojnych inwazji zaczęła się w 1994 r., gdy kilka milionów rwandyjskich Hutu, po wymordowaniu kilkuset tysięcy Tutsich, schroniło się na wschodzie Konga przed zemstą partyzantów Tutsich, którzy wygrali wojnę domową w Rwandzie i przejęli władzę w Kigali. Dwa lata później rządzący Rwandą Tutsi podburzyli do buntu swoich rodaków z Konga, by rozpędzić obozy uchodźców Hutu, a także partyzantkę, jaką w nich założyli, by wywołać wojnę w Rwandzie i odzyskać władzę. W 1997 r. wspierani przez Rwandę, Ugandę i Burundi kongijscy Tutsi zdobyli Kinszasę i obalili prezydenta Mobutu Sese Seko. Nowym prezydentem Konga został ogłoszony przywódca powstania i faworyt Rwandy Laurent-Desire Kabila. Rok później, gdy Kabila próbował uniezależnić się od Rwandy, ta wywołała na wschodzie Konga nową rebelię, tym razem przeciwko dawnemu protegowanemu. Rebelia przerodziła się w regionalną wojnę, w której wzięło udział pół tuzina obcych państw i w której zginęło prawie 5 mln ludzi. Wojnę przerwał dopiero w 2003 r. wymuszony przez ONZ rozejm. W 2007 r. Rwanda wsparła kolejną rebelię kongijskich Tutsich, tym razem wymierzoną przeciwko synowi Kabili, Josephowi, który po śmierci ojca w 2001 r. zastąpił go na stanowisku prezydenta. W 2009 r. kres rebelii położyły porozumienie pokojowe między Kongiem i Rwandą, a także rozejm z partyzantami, na mocy którego zostali oni włączeni do kongijskiego wojska rządowego. Kolejną zbrojną rebelię podnieśli w marcu właśnie byli partyzanci, którzy wraz z dowódcami zdezerterowali z wojska, by stanąć w obronie swojego dawnego wodza gen. Bosco "Terminatora" Ntagandy, którego rząd z Kinszasy postanowił aresztować i sądzić za wojenne zbrodnie sprzed lat. Ani kongijski rząd, ani ONZ, ani Human Rights Watch nie znalazły dotąd dowodów, że za najnowszą rebelią stoi rząd w Kigali. Twierdzą jednak, że kongijskich partyzantów, wywodzących się z ludu Tutsi, wspierają ich rodacy z rwandyjskiego wojska. Pod koniec maja Ntaganda widziany był w rwandyjskim miasteczku Kingi, gdzie rozmawiał z rwandyjskimi oficerami, a ci podesłali mu prawie 300 rekrutów i broń, by bronił się przed szturmami kongijskiego wojska w reducie partyzantów w parku narodowym Virunga przy granicy z Rwandą i Ugandą. Z odsieczą dla partyzantów Tutsi ruszyła w zeszłym tygodniu także sprzymierzona z nimi jedna z miejscowych plemiennych milicji zbrojnych Mai Mai. Dowodzeni przez gen. Kakule Sikulę Lafontaine'a partyzanci Mai Mai zaatakowali rządowy garnizon w Lubero, zabijając kilkunastu żołnierzy i zmuszając rząd z Kinszasy do rozproszenia wojsk ściąganych pospiesznie do Virungi. Według zagranicznych organizacji dobroczynnych w wyniku najnowszej wojny na wschodzie Konga dach nad głową straciło już ponad 100 tys. ludzi.