W niedzielę 27 września 2020 r. rano wybuchły walki pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem, które od kilkudziesięciu lat są uwikłane w konflikt o Górski Karabach. Armenia ogłosiła stan wojenny i rozpoczęła mobilizację wojska. Tego samego dnia także Azerbejdżan ogłosił wprowadzenie stanu wojennego (początkowo w części, finalnie w całym kraju). Wprowadzona będzie też godzina policyjna w wielu miastach, w tym w stołecznym Baku. Ma obowiązywać w godzinach 21-6. Na sytuację zareagowała Turcja, będąca sojusznikiem Azerbejdżanu. Ankara zapowiedziała, że będzie wspierać kraj na wszystkie możliwe sposoby. Armenię oskarżyła o przeprowadzenie prowokacji wymierzonych w Azerów. "Wzywam naród ormiański do przejęcia swojej przyszłości i wystąpienia przeciwko ich przywódcom, którzy ciągną ich w kierunku katastrofy i tym, którzy używają ich jak marionetek. Wzywamy również cały świat, aby stanął po stronie Azerbejdżanu w walce z inwazją i okrucieństwem" - napisał Erdogan na Twitterze, podkreślając przy tym, że Turcja będzie "w zwiększonym stopniu kontynuować" swoją solidarność z Baku (stolicą Azerbejdżanu) - informuje Reuters. Na słowa Erdogana zareagował premier Armenii Nikol Paszinian. Wezwał on społeczność międzynarodową do tego, by dopilnowała niewtrącania się Turcji w konflikt pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem, który dotyczy Górskiego Karabachu. Jak skomentował Paszinian, zachowanie Turcji może mieć destruktywne konsekwencje dla Południowego Kaukazu i sąsiednich regionów.