Poważne nieporozumienia pomiędzy Mołdawią a Naddniestrzem zaczęły się kilka tygodni wcześniej. Na początku władze naddniestrzańskich Bender zażądały by pełniący tam służbę mołdawscy policjanci nie chodzili po mieście w mundurach, co wywołało sprzeciw Kiszyniowa (zgodnie z umową z 1992 r. w mieście tym służbę pełni zarówno naddniestrzańska milicja jak i mołdawska policja). Zarzewiem poważniejszego sporu były dwa mołdawskie więzienia znajdujące się w tym samym mieście. Tyraspolowi nie spodobało się, że na jednego więźnia przypada tam około dwudziestu pięciu bardzo poważnie uzbrojonych strażników (takie liczby przedstawia Tyraspol, podobno Mołdawia miała zaopatrzyć strażników nawet w granatniki), co w oczach Naddniestrza wyglądało na budowanie bazy wojskowej na terenie spornego miasta. Reakcją Tyraspola było podniesienie stawek za usługi komunalne dla tych więzień - zrównano je z cenami mołdawskimi (w NRM ceny na te usługi są dużo niższe). Kiszyniów odmówił płacenia podniesionych rachunków, za co więźniom i załodze odcięto wodę, prąd i gaz. Należy dodać, że w jednym z tych więzień osadzonymi są chorzy na gruźlicę płuc, więc odcięcie ich od tych "dóbr" spotkało się z ogromną krytyką, częściowo również po stronie naddniestrzańskiej. Kolejnym krokiem w konflikcie była mołdawska zapowiedź ustanowienia sześciu nowych punktów kontrolnych w strefie bezpieczeństwa oddzielającej zwaśnione strony. W odpowiedzi Naddniestrze rozpoczęło budowę nowych punktów kontrolnych w znajdującej się w strefie bezpieczeństwa wsi Warnica (pod mołdawską jurysdykcją). Warnica oraz sąsiadujące wsie są stałym punktem spornym pomiędzy dwiema stronami. Budując nowe punkty kontrolne Tyraspol argumentował, ze robi to by ograniczyć mołdawski przemyt alkoholu. Działanie naddniestrzańskich władz spotkało się z ostrą reakcją miejscowej ludności. Mieszkańcy Warnicy (w dużej mierze mieszkający tam policjanci) postanowili sami rozebrać nowe, samowolnie ustawione punkty kontrolne. Naddniestrzańscy pogranicznicy w odpowiedzi wezwali oddział specnazu. Doszło do regularnej bójki (na szczęście nikt nie zginął, nie padły tez strzały). W efekcie przez kilka dni naddniestrzańska armia pozostawała w stanie pełnej gotowości bojowej. Wspólnota międzynarodowa zastanawia się dlaczego właśnie teraz Naddniestrze zdecydowało się na eskalację konfliktu. Logiczną odpowiedzią jest, że Tyraspol próbuje coś dla siebie ugrać w momencie gdy Mołdawia jest w poważnym kryzysie politycznym (bez premiera i bez przewodniczącego parlamentu). Z drugiej strony, w ostatnich miesiącach zwiększyło się znacznie zaufanie wspólnoty międzynarodowej do tyraspolskich władz, dlaczego więc Naddniestrzanie chcieliby podważać swój dorobek? Warto zwrócić też uwagę, ze strona mołdawska również nie była wolna od ostrych, prowokacyjnych kroków. Prezentujemy państwu opinię naddniestrzańskiego politologa Andrieya Safonova, która jest ciekawą, subiektywną interpretacją ostatnich wydarzeń. Nowa Europa Wschodnia: - Co się teraz dzieje pomiędzy Naddniestrzem a Mołdawią? Andriey Safonov: - W 2012 r. we wzajemnych relacjach prowadzono politykę "małych kroków", która nawiasem mówiąc polegała po prostu na poważnych ustępstwach Tyraspola wobec kiszyniowskich partnerów. Teraz kiedy stało się jasnym, że nikt poza Rosją nie okaże Naddniestrzu ekonomicznej pomocy, ma miejsce próba odegrania się, pokazania twardości swojej pozycji. I dlatego miało miejsce ochłodzenie naddniestrzańsko-mołdawskich stosunków. Na nieszczęście przybiera to skrajne formy, takie jak ostatnie wydarzenia z Warnicy. Swego rodzaju ostre kroki, czy też prowokacje, miały miejsce zarówno z jednej jak i drugiej strony. Komu jest to potrzebne? - Konflikt, który ma miejsce w rejonie Warnicy jest przydatny obozowi prezydenta Jewgiennija Szewczuka po stronie Naddniestrzańskiej, oraz grupie byłego premiera Vlada Filata po stronie mołdawskiej. W czasie prowadzenia polityki "małych kroków" stało się jasnym, ze obie te grupy są zainteresowane wzajemnym umacnianiem się w wewnętrznej polityce. Więc moja subiektywna opinia jest taka, że ten konflikt to "gra na cztery ręce" służąca wzajemnemu umacnianiu pozycji. Jeden i drugi polityk starają się umocnić pozycję wewnątrz swojego państwa, by wygrać walkę o władzę z własnymi oponentami. W przypadku Szewczuka służy to również odwróceniu uwagi społeczeństwa od tragicznej sytuacji ekonomicznej Czy uważa pan, że może to doprowadzić do znaczącej eskalacji konfliktu, wręcz do działań wojennych? - Uważam, ze nie dojdzie do wojny, ale nie wykluczam krótkiego lokalnego konfliktu, w którym oczywiście mogą być ofiary w ludziach. Spowoduje to zaistnienie zupełnie nowej polityczno-wojennej sytuacji pomiędzy Republiką Mołdawii a Naddniestrzem. Wydaje się panu, że eskalacja konfliktu może być w interesie Rosji? Że dzięki temu może zostać zwiększona liczba rosyjskich żołnierzy stacjonujących w Naddniestrzu? - Odwrotnie, uważam że w tym wypadku eskalacja konfliktu jest w interesie Zachodu. Rosja wszędzie i zawsze głosi, że jej pokojowa operacja jest skuteczna, że nie ma dla niej alternatywy, że obecny format działań pokojowych jest optymalny itd. Za to Kiszyniów i Zachód twierdzą, że format operacji powinien być zmieniony. Jeśli będzie miał tu miejsce jakiś konflikt to Kiszyniów i Zachód będą mogli powiedzieć, ze Moskwa nie potrafi w optymalny sposób wypełnić swojej roli. Nie wykluczam, że część naddniestrzańskiej władzy jest zorientowana bardziej na Zachód. Posługując się prorosyjską retoryką, starają się dać Zachodowi powód do ogłoszenia konieczności wyjścia rosyjskiego wojska z terenu Naddniestrza i stworzenia nowej misji pod egidą OBWE. Dla Rosji zaś optymalnym wyjściem jest zachowanie status quo w regionie, a najłatwiej to zrobić gdy nic poważnego się nie dzieje. Andriey Safonov jest Prezydentem Stowarzyszenia Niezależnych Politologów Naddniestrza. Brał udział w wyborach prezydenckich w Naddniestrzu w 2011 r., jest bardzo krytyczny wobec prezydenta Nadniestrza, Jewgiennija Szewczuka. Autor artykułu i wywiadu: Piotr Oleksy Tytuł artykułu: INTERIA.PL