Zdaniem Komorowskiego, należy dzisiaj wyjaśnić "dlaczego polski prezydent znalazł się w tym miejscu bez wystarczającej ochrony" i czy strona polska była informowana o ewentualnych zagrożeniach. Później, w Krzyżowej, Komorowski powiedział dziennikarzom, że istotną rzeczą jest wiedzieć, czy zmiana programu wizyty polskiego prezydenta "nastąpiła w pełnej jego świadomości i akceptacji, także co do skutków ewentualnych zmian". Jak podkreślił Komorowski, za przebieg wizyty głowy państwa polskiego odpowiadała strona gruzińska, która miała chronić Lecha Kaczyńskiego "zarówno przed niebezpieczeństwem, jak i wszelką niezręcznością". - Taka jest rola państwa - gospodarza. Wydaje mi się, że stronie gruzińskiej się to nie udało. Nie wiem czy chciała to zapewnić, ale na pewno się nie udało - mówił Komorowski. Zdaniem marszałka Sejmu, Polska ma w tej chwili "ograniczoną możliwość działania w tym obszarze". - Raczej z tego co wiem, śledztwo przeprowadzić ma Ambasada francuska (...) i UE. Rozumiem, że chodzi tutaj o wyjaśnienie chyba jednak incydentu - mówił. Jeśli - jak dodał - incydent nie był planowany, "a się po prostu wydarzył", to wyjaśnienie go jest potrzebne do "oczyszczenia atmosfery w tym tak skonfliktowanym i eksplozywnym rejonie świata". - I Polska powinna temu sprzyjać, udostępniając wszelką informację, także wszelkie spostrzeżenia prezydenta, jego ochrony i dziennikarzy polskich. Wydaje mi się, że jest to jedyna rola jaką możemy w tej chwili odegrać w tej sprawie -dodał Komorowski. Z kolei rano w "Sygnałach dnia" Komorowski ocenił niedzielny incydent w Gruzji jako "coś bardzo niepoważnego, a przykrego", bo - jak zaznaczył - "stawiającego polskiego prezydenta w dosyć niezręcznej sytuacji i prowokującą sytuację do niedobrych wypowiedzi". Jego zdaniem, trudno jest mówić obecnie o próbie zamachu, gdyż - jak mówił marszałek Sejmu - "z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera". Jak dodał, takie szybkie oskarżenie strony rosyjskiej, nie wiadomo na podstawie jakich przesłanek, "niewątpliwie ma, będzie miało swój wpływ na sytuację polityczną w relacjach między Polską a Rosją". Kiedy w niedzielę po południu konwój samochodów z prezydentami Polski i Gruzji Lechem Kaczyńskim i Micheilem Saakaszwilim zatrzymał się przy granicy z Osetią Południową w pobliżu rozległy się strzały. Nikomu nic się nie stało. Kolumna samochodów miała jechać z lotniska w Tbilisi do jednego z osiedli przy granicy z Osetią Płd. Po incydencie prezydenci wrócili bezpiecznie do Tbilisi.