O udzieleniu formalnej nagany i wycofaniu jakiegokolwiek wsparcia Cheney i Kinzingera partia zdecydowała przez aklamację. W uchwalonej rezolucji stwierdzono m.in., że kongresmeni - jedyni Republikanie zasiadający w komisji śledczej Izby Reprezentantów badającej wydarzenia 6 stycznia - "biorą udział w prowadzonym przez Demokratów prześladowaniu zwykłych obywateli zaangażowanych w uzasadniony dyskurs polityczny" oraz pomagają Demokratom w "maskowaniu nadużyć władzy prokuratorskiej". Komitet stwierdził też, że działania kongresmenów są "niszczycielskie dla instytucji Izby Reprezentantów, Partii Republikańskiej i naszej republiki". Jak powiedział "New York Times" jeden z członków komitetu Richard Porter, nadużyciami o których mowa w dokumencie są m.in. wezwania do stawienia się przed komisję wystawione "zwykłym ludziom, którzy nie brali udział w zamieszkach i są brani na cel i terroryzowani przez komisję". "Hańba spada na partię" Mimo przyjęcia rezolucji przez aklamację, kilku prominentnych członków ugrupowania skrytykowało decyzję struktur partyjnych. Był wśród nich senator i były kandydat partii na prezydenta Mitt Romney, a także senator Bill Cassidy. "Hańba spada na partię, która potępia osoby kierujące się sumieniem i którzy szukają prawdy w obliczu obelg" - napisał Romney na Twitterze. Według "NYT" rezolucja unaoczniła podziały między skrajnym skrzydłem partii związanym z byłym prezydentem Trumpem i umiarkowianymi członkami. Innym przykładem rozłamu były słowa byłego wiceprezydenta Mike'a Pence'a, który w piątek potępił sugestie Trumpa, że miał prawo i powinien był samodzielną decyzją zmienić wynik wyborów w 2020 r. "Szczerze mówiąc, nie ma bardziej antyamerykańskiej idei od tej, że jakakolwiek jedna osoba może wybrać prezydenta" - stwierdził Pence.