Wyniki głosowania, które interpretuje się jako wyraz rosnącego braku akceptacji dla niektórych posunięć Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej, przyjęto za Oceanem z zaskoczeniem i rozczarowaniem. Jak się ocenia, to głosowanie nie poprawi stosunków Stanów Zjednoczonych z ONZ, doda tylko argumentów konserwatywnej części Kongresu. Jej zdaniem organizacje międzynarodowe są coraz bardziej zdominowane przez przeciwników USA. Organizacje obrony praw człowieka, jak na przykład Amnesty International czy Human Rights Watch podkreślają, że w Komisji zasiada coraz więcej krajów, które nie chcą walczyć z łamaniem praw człowieka - ani u siebie, ani gdziekolwiek indziej. Zwraca się uwagę, że te wyniki to owoc głosowania nie tylko wrogów, ale też przyjaciół Ameryki. W tym kontekście mówi się o tym, że świat jest coraz bardziej zniecierpliwiony działaniami Waszyngtonu, choćby niepłaceniem długu wobec ONZ, wycofaniem się z porozumień z Kioto czy budową tarczy antyrakietowej. Oprócz oczywistej nielojalności, zwłaszcza krajów europejskich, w Waszyngtonie podkreśla się błędy nowej administracji, która przez trzy miesiące nie zdołała mianować nowego ambasadora USA przy ONZ.