Po kilkugodzinnej burzliwej dyskusji w ramach kolegium komisarzy rzeczniczka KE Pia Arhenkilde Hansen ogłosiła, że doszli oni jednomyślnie do wniosku, iż Francja nie wdrożyła w pełni tej dyrektywy z 2004 r., gdyż nie są "w sposób całkowity i skuteczny" zapewnione proceduralne prawa gwarantujące obywatelom UE, że dyrektywa jest stosowana w sposób niedyskryminacyjny. - W konsekwencji KE zdecydowała, że w październiku wyśle do Francji list z wezwaniem do usunięcia uchybienia, domagając się pełnego wdrożenia dyrektywy, chyba że do 15 października zostanie przedstawiony projekt jej transpozycji i precyzyjny kalendarz wdrożenia dyrektywy - powiedziała rzeczniczka. W przesłanej dziennikarzom reakcji rzecznik francuskiego MSZ poinformował, że Francja "naturalnie i tak jak zwykle dostarczy wszelkich niezbędnych informacji". Sam prezydent Francji Nicolas Sarkozy zapowiedział już wcześniej, że ewentualne nieprawidłowości w ustawie francuskiej zostaną "naturalnie skorygowane" i dostosowane do unijnej dyrektywy. KE nie zdecydowała się natomiast na ostrzejszy krok, czyli uruchomienie procedury karnej za dyskryminację Romów odsyłanych z Francji. Tą procedurą groziła dwa tygodnie temu Francji komisarz ds. praw podstawowych i sprawiedliwości Viviane Reding. Nie udało jej się przekonać kolegów w KE, zwłaszcza że w międzyczasie Francja zmieniła osławiony okólnik ministerstwa spraw wewnętrznych z 5 sierpnia, wyrzucając z niego słowo "romskie obozy", które wskazywało, że to mniejszość romska była celem polityki rządu. "Dyskryminacyjną" procedurę mieli odradzać niektórzy prawnicy, niepewni zwycięstwa KE, gdyby sprawa skończyła się w Trybunale Sprawiedliwości w Luksemburgu. - Gdybyśmy przegrali, pozbawilibyśmy się środków nacisku na kraje w przyszłości - tłumaczył eurokrata. Ponadto dla większości komisarzy sprawa stała się zbyt polityczna i wielu z nich, łącznie z szefem KE Jose Barroso, nie chciało już dolewać oliwy do ognia. Komisarz Janusz Lewandowski nie chciał powiedzieć wprost, jakie zajął stanowisko w tej burzliwej debacie. Dał jednak do zrozumienia, że nie był tym, który odradzał procedurę przeciwko Francji. "Polacy są wyczuleni na kwestie praw człowieka. Jeśli upominaliśmy się w przeszłości dla siebie, to powinniśmy być konsekwentni" - powiedział dziennikarzom. By osłabić nieco krytykę wziętej na celownik Francji, rzeczniczka KE zapowiedziała, że takie samo postępowanie grozi wszystkim innym krajom, gdzie KE - w toku trwającej analizy prawnej - stwierdzi wadliwe wdrożenie dyrektywy o swobodzie przemieszczania, a zwłaszcza gwarancji niedyskryminacji na podstawie pochodzenia narodowego czy etnicznego. - Jeśli tak będzie, KE wyśle listy do wszystkich krajów w podobnej sytuacji, także w ramach nadchodzących pakietów procedur o naruszenie przepisów - powiedziała rzeczniczka. Reding mówiła niedawno, że około "15-16" krajów ma jakieś problemy z poprawnym wdrożeniem tej dyrektywy. Nieoficjalne źródła w KE powiedziały, że postępowaniem zagrożonych jest poza Francją pięć państw, ale nie ma wśród nich Polski. Kontrowersyjna polityka rządu w Paryżu wobec Romów i spór w tej sprawie z Reding stały się w ostatnich tygodniach głównym tematem unijnej agendy, łącznie z ostatnim szczytem 16 września. Francuzów rozwścieczyła nie tyle zapowiedź procedury karnej, ile słowa Reding, porównujące sytuację we Francji do II wojny światowej. - Napawa mnie grozą, że w jednym z krajów UE są ludzie usuwani stamtąd najwyraźniej dlatego, że przynależą do określonej mniejszości etnicznej. Myślałam wcześniej, że po zakończeniu drugiej wojny światowej to sytuacja, która nie będzie już miała miejsca - mówiła. W reakcji Sarkozy zasugerował, by Reding przyjęła deportowanych z Francji Romów w swoim kraju - Luksemburgu. To z kolei zdenerwowało Luksemburczyków. - Komisarz Reding wypowiadała się nie jako Luksemburka, ale jako komisarz odpowiedzialny za sprawiedliwość - bronił Reding szef dyplomacji Jean Asselborn.