W toku rozmów prezydentów - Billa Clintona i Andresa Pastrany - zainaugurowany został wspólny plan walki z produkcją i przemytem narkotyków. Plan przewiduje udzielenie Bogocie pomocy USA w wysokości 1,319 miliarda dolarów. Fundusz ten służyć będzie przede wszystkim wzmocnieniu specjalnych oddziałów armii, prowadzącej walkę z narkotykowymi kartelami kraju. Pomoc ta wywołała jednak zaniepokojenie w samej Kolumbii, gdzie część społeczeństwa obawia się, iż może ona prowadzić do szerszego zaangażowania Stanów Zjednoczonych w wewnętrzne sprawy kraju i powtórzenia sytuacji z czasów wojny wietnamskiej. Przeciwko współpracy Waszyngtonu i Bogoty protestują też narkotykowe gangi oraz rebelianci, od ponad 10 lat walczący z rządem Kolumbii. Kolumbia jest głównym światowym producentem kokainy, którą uprawia się tam na powierzchni 120 tysięcy hektarów i uzyskuje się z nich 520 ton liści rocznie. Do Stanów Zjednoczonych trafia 90 procent tej produkcji. Narkotyki zabijają rocznie 52 tys. Amerykanów. Na ulicach Bogoty prezydenta USA przywitały rozruchy. W Katagenie - miejscowości, w której przebywał Clinton, odkryto bombę. Ważący dwa kilogramy ładunek znajdował się w pobliżu budynku, w którym mieszkał amerykański prezydent. Zatrzymano już dwie osoby podejrzane o jego podłożenie, przypuszczalnie członków lewackich Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC), największego ugrupowania rebelianckiego w kraju. Rzecznik policji powiedział, że ładunek został podłożony przez rebeliantów i miał "wywołać panikę, a nie spowodować wielkich szkód". Clinton to pierwszy prezydent USA, odwiedzający Kolumbię od dziesięciu lat.