Odpowiedni projekt Kołomojski przekazał w piątek administracji prezydenta Petra Poroszenki. Zastępca komendanta ukraińskiej Straży Granicznej Pawło Szyszolin oświadczył tego dnia, że Ukraina nie kontroluje prawie 200-kilometrowego odcinka swojej granicy z Rosją. "Trudno mi o tym mówić, ale Ukraina nie kontroluje dziś 184 z 2200 kilometrów granicy (z Rosją). Nie chcę kłamać, że tak nie jest" - powiedział Szyszolin w wywiadzie dla portalu Glavkom. Urzędnik przyznał, że władze ukraińskie nie kontrolują także terytorium na wschód od Doniecka i Ługańska. "Tam nie ma ani lokalnych, oficjalnych władz, ani milicji, ani Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, ani prokuratury. Niczego tam nie ma" - podkreślił. Gubernator Kołomojski przedstawił więc projekt ogrodzenia, które - jak oświadczył jego zastępca Swiatosław Olijnyk - mogłoby powstać na granicy ukraińsko-rosyjskiej w ciągu sześciu miesięcy. Zabezpieczony drutem kolczastym płot o długości 1 920 kilometrów ciągnąłby się od obwodu charkowskiego na północnym wschodzie Ukrainy i dalej przez obwód ługański aż do regionu donieckiego. Według pomysłodawcy można by podłączyć do niego prąd. Dojście do przeszkody mogłoby być zaminowane. Wartość całej inwestycji wyniosłaby "nie więcej niż 100 mln euro" - powiedział Olijnyk, cytowany przez agencję Interfax-Ukraina. Kołomojski, który w marcu został mianowany na gubernatora obwodu dniepropietrowskiego, zasłynął tym, że nie dopuścił do pojawienia się na rządzonym przez siebie terytorium prorosyjskich separatystów. W kwietniu jego współpracownicy ogłosili polowanie na separatystów i przedstawili "cennik", w którym wyszczególniono stawki za działania zmierzające do ich usunięcia z Ukrainy. Za każdy oddany karabin maszynowy obiecali zapłatę w wysokości tysiąca dolarów. Za ciężki karabin maszynowy można było wówczas dostać 1,5 tys. USD, a za granatnik - 2 tys. USD. "Za każdego przekazanego nam +zielonego ludzika+, będącego najemnikiem, który wtargnął na naszą wspólną ziemię i próbuje wciągnąć nas w bratobójczą wojnę, oferowana jest nagroda 10 tysięcy dolarów" - głosił opublikowany w internecie wpis. Ludzie Kołomojskiego proponowali także wynagrodzenie w wysokości 200 tysięcy dolarów za oswobodzenie każdego budynku ukraińskiej administracji, który okupowany był przez separatystów. Choć nikt nie ujawnił dotąd, z jaką odpowiedzią spotkała się ta akcja, na Ukrainie panuje opinia, że przyniosła ona pewne rezultaty. Z Kijowa Jarosław Junko