Podczas wiecu swej macierzystej partii Lud Wolności w Mediolanie Berlusconi, który w sobotę powrócił ze szczytu G20 w Pittsburghu, powiedział: "Przekazuję wam wiele, wiele pozdrowień od pewnego pana, który jest opalony i nazywa się... Barack Obama. Nie uwierzycie, oni na plażę chodzą razem, bo jego żona też jest opalona". Po raz pierwszy - ku konsternacji i oburzeniu wielu komentatorów oraz polityków - włoski premier nazwał Obamę "opalonym" tuż po jego wygranej w wyborach prezydenckich w listopadzie zeszłego roku. Tym razem najostrzej na te słowa zareagował eurodeputowany z opozycyjnej partii Włochy Wartości, były sędzia Luigi de Magistris. "Bardziej niż z przemówieniem szefa rządu mieliśmy do czynienia ze skeczem z rewii"- stwierdził. "Nadszedł czas, by rozważyć ewentualny pobyt w ośrodku opieki. Żart ze światowego przywódcy, jakim jest Obama, w którym cały świat pokłada wielkie nadzieje, świadczy o tym, że delirium Berlusconiego przekracza już nawet minimalne poczucie rzeczywistości"- ocenił włoski eurodeputowany. Jedyny ciemnoskóry włoski deputowany Jean-Leonard Touadi, pochodzący z Kongo, wyraził opinię, że "swymi żartami nie na miejscu premier wciąż szkodzi wizerunkowi Włoch". "Podczas gdy amerykańska prasa jest zajęta analizowaniem rezultatów szczytu G20 na temat wielkich problemów świata, od kryzysu gospodarczego po Iran, nasz kraj zauważany jest wyłącznie z powodu dowcipów Berlusconiego"- podkreślił deputowany opozycyjnej Partii Demokratycznej. "Nie można pozwolić na to, aby premier żartował sobie z tak delikatnej kwestii"- oświadczył Touadi.