Remigiusz Półtorak, Interia: Jeden z największych obecnie projektów z dofinansowaniem unijnym dotyczy zakupu nowego taboru kolejowego. Jakie to ma znaczenie dla regionu? Cezary Przybylski, marszałek województwa dolnośląskiego: - Dolny Śląsk jest jednym z najdynamiczniej rozwijających się regionów nie tylko w Polsce, ale powiedziałbym nawet - w całej Unii Europejskiej. Dlatego stoją przed nami kolejne wyzwania. Przed nami - myślę o władzach województwa, ale też o Kolejach Dolnośląskich, które są naszą spółką. Cel zasadniczy jest taki, aby z większości miast powiatowych można było dostać się do Wrocławia w ciągu godziny. A podróż koleją nie tylko zwiększa bezpieczeństwo, ale powoduje również, że mamy mniej samochodów na drogach i potencjalnie mniejsze zanieczyszczenie. - Zresztą, tych korzyści widzę więcej. Także zwiększenie mobilności mieszkańców. Już nie trzeba mieszkać we Wrocławiu, żeby tu pracować czy studiować. Na jakim etapie jest ten projekt? - W tej chwili jest rozpisany przetarg na jedenaście pociągów, które mają zwiększyć flotę Kolei Dolnośląskich. Ale to dopiero początek rozszerzania taboru. Docelowo chcemy zakupić czterdzieści nowoczesnych pociągów. Pociągi mają być również hybrydowe. Co to w praktyce oznacza? - Jednym z priorytetów województwa jest ochrona środowiska. Wprowadzenie pojazdów hybrydowych powoduje, że zanieczyszczenie jest mniejsze. Poza tym, dostosowujemy się w ten sposób do norm. Dolnośląskie jest bowiem województwem, gdzie problem zanieczyszczenia był wyraźny. Dlatego przywiązujemy do tego dużą wagę i chcemy, żeby nasze pociągi emitowały jak najmniej zanieczyszczeń do środowiska. Jaka jest na dzisiaj szansa, że ten projekt zostanie doprowadzony do końca - czyli, że jedenaście pociągów zostanie kupionych i one wyjadą na trasy? Bez planowanych środków unijnych nie byłoby to możliwe? - Cały projekt jest wart ok. 280 mln złotych, w tym środki unijne mają wynieść 85 milionów. Część jest oczywiście kredytowana. Natomiast ważne jest to, że pojawiła się duża determinacja, aby z tego skorzystać w tym okresie programowania. Dlatego, że potem województwo dolnośląskie będzie tzw. regionem przejściowym - przekracza 75 proc. średniej na głowę mieszkańca w UE, czyli pieniądze z Funduszu Spójności będą już mniejsze. Najpewniej zmieni się również sposób finansowania, wkład własny będzie znacznie wyższy, na stole leży propozycja, że aż trzykrotnie. Choć walczymy cały czas, aby te proporcje nie były tak duże i bardziej korzystne; aby ugruntować ten sukces gospodarczy, w którym środki unijne nam pomagają. Chodzi nam o to, aby gospodarka Dolnego Śląska rozwijała się równie dynamicznie, jak dotychczas. - Zmniejszony strumień może to trochę zaburzyć, dlatego już teraz podejmujemy takie działania, aby pieniędzy zwrotnych w portfelu dla małych i średnich przedsiębiorstw było coraz więcej. Mówi pan o czterdziestu pociągach docelowo. To tylko kwestia pieniędzy? - Rozszerzenie zakupu przez Koleje Dolnośląskie będzie zależało również od porozumień podpisanych z Wrocławiem i okolicznymi samorządami. Od tego, jakie będzie zainteresowanie zagęszczeniem sieci połączeń. Czy to również pozwoli na przywrócenie takich tras, które dzisiaj nie istnieją albo zostały w ostatnich latach zaniedbane? - W ramach porozumienia koalicyjnego mamy zapisane, że będziemy przejmowali 22 odcinki o długości 400 kilometrów. Zdecydowana większość z nich jest nieużywana. Podam konkretny przykład. Myślę, że nikt za bardzo nie wierzył, że w ciągu roku od rozpoczęcia projektu przejedzie pociąg na trasie Bielawa - Dzierżoniów. Tego połączenia nie było przez czterdzieści lat! Naszym sukcesem jest przywrócenie połączeń kolejowych na tej trasie. Zrobiliśmy to dla Dolnoślązaków. Jest duży wzrost zainteresowania koleją? - Rok do roku to prawie 20 procent, czyli przekładając na liczby bezwzględne - 2,5 mln pasażerów więcej skorzystało z usług kolei na Dolnym Śląsku. W 2019 roku Koleje Dolnośląskie przewiozły ponad 14 mln pasażerów. To absolutny rekord. Pół żartem, pół serio - projekt przywracania kolei to również odpowiedź na rządowy program przywracania połączeń PKS do mniejszych miejscowości? - Nasz pomysł był pierwszy. Poza tym, okazuje się, że samorządy nie skorzystały z przywracania połączeń PKS w takim stopniu, w jakim chciał rząd. Kolej jest na pewno bardzo poważną alternatywą, dlatego staramy się ją promować, a tym bardziej, jeśli są do uzyskania środki unijne. Innym projektem, bardzo konkretnym dla mieszkańców, który powstał z wykorzystaniem pieniędzy z zewnątrz jest Breast Unit przy Dolnośląskim Centrum Onkologicznym. - Znaczenie tej jednostki, na którą było dofinansowanie ponad 30 mln złotych, wydaje się bardzo duże. Breast Unit zwiększa dostępność kobiet z nowotworami piersi do badań i do leczenia. Ale dzięki temu przywiązujemy również większą wagę do profilaktyki. Wcześnie wykryty nowotwór niewątpliwie daje większą szansę na pełne wyleczenie. - Zresztą, przyznam, że badania przesiewowe zorganizowaliśmy również w Urzędzie Marszałkowskim. Skorzystało z nich około 600 osób. Breast Unit obejmuje oczywiście całe województwo? - Tak. I ma do wykorzystania najnowocześniejszą aparaturę oraz najlepszych specjalistów. Ale warto też zwrócić uwagę na inną rzecz. W ramach umowy Bezpartyjnych Samorządowców, których reprezentuję, z rządem przystępujemy do budowy nowego Dolnośląskiego Centrum Onkologii. Koszt to ok. 600 mln netto. Założenie - szpital na siedemset łóżek. Choć w tym przypadku nie wiemy, czy będzie możliwość skorzystania ze środków unijnych. Mam nadzieję, że to będzie dobry przykład współpracy samorządu z rządem, jeśli chodzi o służbę zdrowia. Mówi pan - Dolny Śląsk dynamicznie się rozwija. Wsparcie środków unijnych ma tu duże znaczenie? - To nie jest tylko przekonanie, ale też konkretne dane. Rankingi wskazują jednoznacznie, że nasz region rozwija się bardzo dynamicznie. Nie byłoby tego bez środków unijnych. Gdziekolwiek jesteśmy, naprawdę wszędzie widać korzyści związane z przynależnością do Unii Europejskiej. Dolny Śląsk znakomicie rozwija się dzięki funduszom z UE.