Jak sprecyzowała Isabelle Ameganvi z opozycyjnej organizacji "Let's Save Togo", która jest główną inicjatorką protestu, od poniedziałku wszystkie kobiety powinny twardo odmawiać seksu swym mężom i partnerom. Według niej, tylko w ten sposób zmuszą mężczyzn do aktywnego udziału w akcji przeciwko prezydentowi. Działaczka dała przykład Liberii, gdzie w 2003 roku pełnym sukcesem zakończył się seksualny protest kobiet przeciwko wojnie domowej w tym kraju. - Mamy wiele środków, dzięki którym mężczyźni zrozumieją, czego chcą kobiety w Togo - powiedziała Ameganvi. Strajk ogłoszono podczas wiecu opozycji w stolicy kraju, Lome. Przeciwnicy prezydenta domagają się jego ustąpienia oraz przeprowadzenia reform, także wyborczych. Faure Gnassingbe przejął władzę w Togo w 2005 roku po śmierci swego ojca, który rządził tym zachodnioafrykańskim krajem 38 lat. Prezydent, który nie jest żonaty, jeszcze nie odniósł się seksualnego protestu. Inicjatywę poparło jednak, przynajmniej w deklaracjach, wiele Togijek. Wśród pań nie brakowało też sceptycznych głosów. - Jestem za strajkiem, ale obawiam się, że będę miała problemy ze swoim mężem, bo on lubi to robić bardzo często - powiedziała Judith Agbetoglo. W sukces protestu seksualnego szczerze wątpią panowie, także działacze opozycji. - Tydzień bez seksu to zdecydowanie za dużo - stwierdził jeden z nich. - Pani Ameganvi łatwo mówić, bo sama nie ma męża - krótko skomentował strajk seksualny Ekoue Blame, togijski dziennikarz.