O sprawę transferu o równowartości 671 milionów dolarów chce go bowiem spytać malezyjski urząd antykorupcyjny. Potwierdził on już obecność sumy dzięki dokumentom bankowym. Ustalił też, że pieniądze pochodzą z Bliskiego Wschodu. Nie określił jednak tożsamości donatora. Już w lipcu pisał o tym The Wall Street Journal. Według doniesień śledztwo dotyczyło sumy na rachunku malezyjskiego premiera i rzekomych niegospodarności w państwowym funduszu 1MDB.