Przywódcy krajów Unii na szczycie w przyszłym tygodniu będą rozmawiać o priorytetach budżetu na okres 2021-27, wyborach europarlamentarnych w maju 2019 r. oraz sposobie wyłonienia następcy Jeana-Claude’a Junckera po zakończeniu kadencji szefa Komisji Europejskiej jesienią 2019 r. Dlatego Juncker i komisarz UE ds. budżetu Günther Oettinger przedstawili w środę m.in. opcje różnych reform budżetowych, by uczestnicy szczytu UE znali koszty ewentualnych nowych zadań dla przyszłego budżetu - od polityki obronnej po coraz mocniej zacieśniającą się współpracę w ochronie granic zewnętrznych Unii. Oettinger znowu o praworządności Oettinger już w styczniu ogłosił, że Komisja Europejska zastanawia się nad sposobami ewentualnego powiązania wypłat funduszy z przestrzeganiem wymogów praworządności - chodzi konkretnie o niezawisłość i sprawność wymiaru sprawiedliwości. - Pracujemy na tym, czy i jak to zrobić. Będziemy słuchać głosów przywódców krajów Unii oraz Parlamentu Europejskiego. Odpowiedź podamy w maju - powiedział w środę Oettinger. Nieoficjalnie wiadomo, że ani Juncker, ani Oettinger nie są zwolennikami wiązania funduszy z praworządnością, co jest trudne do przeprowadzenia na gruncie przepisów UE. - Ale jeśli będą tego chcieli główni płatnicy przyszłego budżetu UE, to zostanie to wprowadzone - mówi nam wysoki środkowoeuropejski dyplomata. A takiego finansowego "kija i marchewki" chcą zarówno Niemcy, jak i Francuzi. Polska jest przeciw. Dialog czy "dialog" z Polską Przyczyną prac nad systemem "pieniądze za praworządność" jest trwający od 2016 r. spór między Brukselą a władzami Polski najpierw o Trybunał Konstytucyjny, a potem o cztery ustawy sądownicze z 2017 r. Z tego powodu Komisja Europejska wszczęła w grudniu 2017 r. postępowanie z dyscyplinującego art. 7.1. Traktatu o UE, a unijni ministrowie rozpoczną procedowanie w tej sprawie na posiedzeniu Rady UE z 27 lutego. - Jest duża szansa, że polskie stanowisko zbliży się trochę do naszego i nasze powoli przesunie się w kierunku stanowiska Polski - powiedział Juncker. Komisja Europejska bardzo chwali sobie poprawne stosunki z rządem Mateusza Morawieckiego, który odstąpił od ostrej retoryki z czasów premier Beaty Szydło. Komisja i Rada UE byłyby - jak wynika z naszych rozmów w Brukseli - gotowe pójść na kompromis z Warszawą, czyli przynajmniej tymczasowo przymknąć oko na część niepokojących reform w Polsce. Jednak do tego potrzebne są ustępstwa ze strony Polski. - Słyszymy teraz o dialogu, dialogu i dialogu. Ale Polska na razie wyłącznie wyjaśnia intencje i domniemane nieporozumienia. I nie chce nic zmieniać w swych ustawach. To nie jest zatem prawdziwy dialog - przekonuje nas zachodni ambasador w Brukseli. Jak duże cięcia w budżecie UE? Juncker zadeklarował się w środę jako "przyjaciel polityki spójności", której największym beneficjentem jest obecnie Polska. Analizy, które przedstawiła Komisja Europejska, obejmują także najbardziej pesymistyczne warianty z cięciami funduszy spójności nawet o jedną trzecią, by znaleźć pieniądze na politykę obronną, migracyjną, ochronę granic. Te redukcje, spotęgowane brexitem z marca 2019 r., można minimalizować przez podniesienie składek od krajów UE. Wprawdzie Niemcy sygnalizują taką gotowość, ale np. Holandia nie chce o tym słyszeć. A wielkość wieloletniego budżetu UE musi być zatwierdzona jednomyślnie przez wszystkie kraje Unii. Polska w poprzednich rokowaniach budżetowych zbudowała koalicję krajów broniących dużych funduszy na politykę spójności, a walkę o hojną politykę rolną - takie było nieformalne porozumienia z Paryżem - pozostawiła Francuzom. Ale teraz nad środkowoeuropejską koalicją beneficjentów funduszy spójnościowych wiszą zarzuty związane z państwem prawa czy nieprzyjmowaniem uchodźców. A stosunki Warszawy z Paryżem też nie są najlepsze. Co gorsza dla polskich rolników, prezydent Emmanuel Macron - wbrew linii swych kilku poprzedników z Pałacu Elizejskiego - obecnie deklaruje gotowość do reformy unijnej polityki rolnej. A to może oznaczać mniej pieniędzy z kasy UE na bezpośrednie dopłaty rolne. Komisja Europejska chce, by budżet został wynegocjowany do wiosny 2019 r., czyli przed eurowyborami. Ale wiele krajów Unii wątpi, czy tak szybkie tempo jest realistyczne. Ustrojowe wizje Junckera Juncker, mówiąc o dalekiej przyszłości UE, nie od dziś kreśli plany dwuizbowego parlamentu - obecny Parlament Europejski miałby być izbą niższą, a Rada UE (ministrowie krajów Unii) - izbą wyższą z reprezentantami krajów członkowskich (trochę jak niemiecki Bundesrat). Jednak Komisja Europejska w swych oficjalnych dokumentach, które zaprezentowała w środę, skupiła się na trochę bliższej przyszłości. Juncker chciałby - możliwego do przeprowadzenia bez zmian traktatów UE - połączenia funkcji szefa Komisji Europejskiej oraz szefa Rady Europejskiej. - Dziś nie ma problemu, bo ja i Donald Tusk dobrze się dogadujemy. Ale gdyby w przyszłości między osobami na tych stanowiskach dochodziło do konfliktów, to dla Europy byłby to koszmar - przekonywał Juncker. Po raz pierwszy zgłosił taki pomysł (chodzi o okres po zakończeniu kadencji Junckera i Tuska ) już we wrześniu 2017 r. w swym orędziu w Parlamencie Europejskim. Ale szanse, by kraje UE zgodziły się na taką reformę, są nikłe. Ponadto Komisja Europejska namawia do powtórzenia eksperymentu z 2014 r. z liderami unijnych międzynarodówek (nazywanymi z niemiecka "Spitzenkandidatami"), którzy w kampanii przed eurowyborami mieliby występować jako ich kandydaci na szefa Komisji Europejskiej. Takim liderem centroprawicy (m.in. CDU, CSU, PO) był w 2014 r. Juncker. Bardzo duża część przywódców krajów Unii nie chce powtórki ze "Spitzenkandidatów". Zgodnie z traktatami szef Komisji Europejskiej musi być zatwierdzony zarówno przez przywódców w Radzie Europejskiej, jaki i przez Parlament Europejski broniący idei liderów. Dlatego w sporze idzie o to, kto - Rada Europejska czy europarlament - będzie mieć inicjatywę w wysuwaniu nazwisk kandydatów. Bardzo możliwe, że szczyt UE w przyszłym tygodniu uniknie jednoznacznego rozstrzygnięcia w tej kwestii. Tomasz Bielecki, Bruksela, Redakcja Polska Deutsche Welle