Kłóciła się z lekarzami o pilny zabieg. Parlamentarzystka Trumpa wini lewicę
Kat Cammack - parlamentarzystka republikanów w Izbie Reprezentantów i zwolenniczka Donalda Trumpa - oskarża środowiska lewicowe o narażenie jej życia. Chodzi o zabieg usunięcia ciąży pozamacicznej. Do sytuacji doszło w momencie, gdy Floryda wprowadziła zaostrzenie przepisów aborcyjnych. Zdaniem oponentów, ale także ekspertów, nowe prawo stanowi problem i powoduje paraliż pracy medyków.

Do zdarzenia doszło w maju 2024 roku. Do sprawy, na łamach "Wall Street Journal" wraca sama Kat Cammack.
Jak wspomina gazeta, parlamentarzystka republikanów i współprzewodnicząca komisji pro-life w Izbie Reprezentantów w 2024 roku udała się na pogotowie w związku z pogorszeniem stanu zdrowia.
USA. Republikanka walczyła o życie, teraz obwinia lewicę
Tam, w trakcie badań, okazało się iż jest ona w piątym tygodniu ciąży pozamacicznej, co dla parlamentarzystki oznaczało sytuację zagrożenia życia.
Konieczne okazało się podanie zastrzyku z metotreksatu, który miałby pomóc w usunięciu ciąży pozamacicznej. Zabieg zbiegł się jednak w czasie z wejściem w życie nowych przepisów aborcyjnych na Florydzie, które zabraniają przeprowadzenia aborcji od szóstego tygodnia ciąży.
Jak opisuje gazeta, doszło do spięcia pomiędzy lekarzami a republikanką. Ta, w akcie desperacji, zaczęła cytować medykom konkretne przepisy stanowej ustawy. Cammack próbowała też skontaktować się z biurem gubernatora.
Ostatecznie szpital zdecydował o podaniu kobiecie zastrzyku. Republikanka o zajście nie obwinia jednak lekarzy lecz środowiska proaborcyjne, które - w jej opinii - doprowadziły do "nastraszenia" medyków przed podejmowaniem decyzji w tego typu sprawach.
USA. Prawo aborcyjne problemem? Republikanka mówi o "sianiu strachu"
W rok po tych wydarzeniach Kat Cammack wróciła do sprawy w rozmowie z "Wall Street Journal". Jak podkreśla republikanka, sytuacja utknęła jej w pamięci.
"To było absolutne sianie strachu w najgorszym wydaniu" - oceniła polityk. Jak przyznała, jej słowa i wspomnienia mogą zostać odebrane jednak jako argument przeciwko nowym zapisom prawa aborcyjnego na Florydzie.
"Pewnie pojawią się komentarze w stylu: 'Cóż, dzięki Bogu mamy zabiegi aborcyjne'. I to mimo tego, że to, przez co przeszłam, nie było aborcją" - wskazała Cammack.
Jak zaznacza gazeta, nowe prawo - które weszło w życie 1 maja 2024 roku - przysporzyło medykom sporo problemów. Ostatecznie w czerwcu 2024 roku amerykańska Agencja Zdrowia Publicznego zdecydowała się na wydanie wytycznych, które miały doprowadzić do ukrócenia "dezinformacji" wokół zabiegów aborcyjnych w przypadku, gdy chodzi o zagrożenie życia i zdrowia kobiet.
W rozmowie z "WSJ" Kat Cammack podkreśliła, iż ma nadzieję, że jej doświadczenie pomoże w wypracowaniu ponadpartyjnego porozumienia w sprawie prawa aborcyjnego w Stanach. "Stanęłabym po stronie każdej kobiety - republikanki czy demokratki - i walczyłabym o to, aby mogła uzyskać opiekę w takiej sytuacji" - wskazała.
Problematyczne prawo aborcyjne w USA
Aktywiści na rzecz praw aborcyjnych wskazują, że nowe przepisy na Florydzie stanowią poważny problem. Co prawda, organy regulacyjne tego stanu twierdzą, że usunięcie ciąży pozamacicznej nie jest równoznaczne z aborcją, jednak Molly Duane z Centrum Praw Reprodukcyjnych wskazuje, iż stanowa ustawa nie określa jednoznacznie, w jakiej sytuacji mówimy o ciąży pozamacicznej i jak można z nią dalej postępować.
Równocześnie Alison Haddock, prezes American College of Emergency Physicians, zaznacza, że opieka nad pacjentką we wstępnym stadium ciąży jest "skomplikowaną dziedziną medyczną".
Dodaje przy tym, że lekarze w stanach, w których aborcja jest zakazana lub podlega znacznym obostrzeniom, obawiają się, czy ich diagnoza i zalecenia okażą się legalne w świetle prawa i nie będą niosły konsekwencji w przypadku postępowań przed sądem.
Źródło: "Wall Street Journal"