"The Wall Street Journal" przytacza w sobotę na swych stronach internetowych wywiad z byłym sekretarzem stanu USA, poświęcony relacjom Ameryki z Chinami i reakcji Pekinu na "jaśminowe rewolucje" w krajach arabskich. Fragmenty nowej książki Henry'ego Kissingera "On China" (ang. O Chinach) były już publikowane przez WSJ. Żywą reakcje mediów wywołała postawiona przez Kissingera teza, że napięcia z Chinami grożą konfliktem, który byłby "pojedynkiem stulecia", między obecnym hegemonem - Ameryką a wschodzącą, coraz bardziej asertywną potęgą. W rozmowie z WSJ Kissinger podkreśla, że Pekin obawia się "jaśminowych rewolucji" i niepokoi się, że jeśli zainspirują one falę demonstracji w samych Chinach, to rząd USA będzie chciał je poprzeć. Chiny starają się więc uprzedzić wszelkie ryzyko rozprzestrzenienia się protestów na ich własne terytorium. Były sekretarz stanu nie nazywa jednak arabskich ruchów rewolucjami demokratycznymi; są to "manifestacje populistyczne" - podkreśla Kissinger, który zdaje się podzielać opinie tych ekspertów, którzy obawiają się o stabilność nowego ustroju w krajach arabskich. Jednak zdaniem Kissingera władze Państwa Środka bardziej martwią się teraz o to, jakie będą implikacje ekonomicznego rozwoju Chin, dla ich ewolucji politycznej, niż o inspiracje płynące z krajów arabskich. "Nacjonalizm odegra ważną rolę" w politycznej przyszłości Chin - mówi Kissinger, rozważając zmiany, jakie nastąpią w Chinach, gdy władzę obejmie kolejna generacja przywódców, w tym namaszczony przez partyjne elity na kolejnego prezydenta Xi Jinping. Xi, którego Kissinger poznał, jest jego opinii "bardziej asertywnym" przywódcą, niż obecny prezydent Hu Jintao. Autor "On China" zaleca amerykańskim politykom unikanie prób narzucania Chinom czegokolwiek siłą i podkreśla, że kampania na rzecz zachowania amerykańskich wpływów w Azji jest konieczna, ale nie powinna być postrzegana jako budowana na potędze militarnej USA. W swej głośnej już książce Kissinger pisze, że konflikt z Chinami jest możliwy, mocarstwowe aspiracje Pekinu widoczne, a "wspólne ewoluowanie" z Chinami to jedyna szansa na uniknięcie "pojedynku stulecia".