Południowokoreańska gazeta podała, powołując się na anonimowe źródło, że do egzekucji doszło w marcu br. w związku z fiaskiem lutowego szczytu z udziałem przywódcy Korei Płn. Kim Dzong Una i prezydenta USA Donalda Trumpa w Hanoi. Kim Hjok Czol, który prowadził przed szczytem robocze negocjacje z przedstawicielem USA Stephenem Biegunem, został rozstrzelany na lotnisku wojskowym Mirim w Pjongjangu wraz z czterema innymi dygnitarzami - napisał dziennik. Wszyscy zostali oskarżeni o szpiegostwo na rzecz USA. "Zarzucono mu szpiegowanie dla Stanów Zjednoczonych za to, że źle informował o negocjacjach, nie rozumiejąc intencji USA" - powiedział źródło. Według "Dzoson Ilbo" czystkę zlecił sam Kim Dzong Un, by uporać się z publicznym niezadowoleniem z powodu niepowodzenia szczytu w Hanoi. Rzeczniczka południowokoreańskiego ministerstwa ds. zjednoczenia odmówiła komentarza w sprawie doniesień "Dzoson Ilbo". Urzędnik kancelarii prezydenta Korei Płd. Mun Dze Ina ocenił, że niewłaściwe byłoby komentowanie tej informacji, dopóki nie zostanie ona potwierdzona. Kim Hjok Czol został przedstawicielem Pjongjangu w rozmowach z Waszyngtonem stosunkowo niedawno - o jego mianowaniu na to stanowisko informowała w styczniu południowokoreańska agencja Yonhap. Kim był wcześniej ambasadorem Korei Płn. w Hiszpanii, ale w 2017 roku został stamtąd wydalony w reakcji na próby jądrowe i rakietowe swojego kraju. Bliski współpracownik Kim Dzong Una w obozie Czystka objęła również jednego z najważniejszych dygnitarzy kraju, Kim Jong Czola, który do niedawna uchodził za "prawą rękę" przywódcy. Według źródła "Dzoson Ilbo" Kim Jong Czol trafił do obozu pracy w prowincji Czagang w pobliżu granicy z Chinami. Do obozu dla więźniów politycznych wysłana miała zostać natomiast Kim Song Hje, która od lat zajmowała się kontaktami z Koreą Południową i blisko współpracowała z siostrą przywódcy, Kim Jo Dzong, m.in. towarzyszyła jej podczas wizyty przy okazji zimowych igrzysk olimpijskich w Pjongczangu w 2018 roku. Według "Dzoson Ilbo" do więzienia trafiła też tłumaczka Kim Dzong Una, Sin Hje Jong, którą oskarżono o "szarganie autorytetu" przywódcy, ponieważ popełniła błąd w tłumaczeniu. Według "Dzoson Ilbo" miała ona m.in. pominąć bliżej nieokreśloną "propozycję", jaką "w ostatniej chwili" miał złożyć stronie amerykańskiej Kim Dzong Un, gdy Trump postanowił wyjść z rozmów. Czystkę wydaje się potwierdzać niedawny komentarz w partyjnym północnokoreańskim dzienniku "Rodong Sinmun", w którym napisano, że "zdrajcy i renegaci" podejmujący "antypartyjne, antyrewolucyjne działania" nie unikną "surowego osądu rewolucji". "Dzoson Ilbo" przypomina, że ostatnio podobne sformułowania pojawiły się państwowej prasie Korei Płn. w 2013 roku, gdy Kim Dzong Un nakazał stracenie swojego wuja Dzang Song Thaeka. Podczas szczytu w Hanoi Trump i Kim nie doszli do porozumienia w sprawie denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego ani ewentualnego złagodzenia sankcji nałożonych na Pjongjang za jego zbrojenia jądrowe i rakietowe. Od tego czasu dwustronne negocjacje znajdują się w impasie. Korea Płn. domaga się zniesienia międzynarodowych sankcji, które według ekspertów mocno uderzyły w jej gospodarkę. Waszyngton wyklucza jednak ustępstwa, dopóki nie zostaną podjęte konkretne kroki w kierunku "całkowitej, możliwej do zweryfikowania i nieodwracalnej denuklearyzacji" północnokoreańskiego reżimu. Andrzej Borowiak