Kijów reaguje po dywersji w Polsce. "Jesteśmy gotowi"
"Wyrażamy solidarność z Polską po sabotażu na polskich kolejach" - napisał szef MSZ Ukrainy Andrij Sybiha. Polityk zasugerował że mógł to być rosyjski atak hybrydowy i zapewnia wsparcie ze strony Kijowa w tej kwestii. NATO z kolei utrzymuje kontakt z polskimi władzami i czeka na wyniki śledztwa.

W skrócie
- Ukraiński minister spraw zagranicznych wyraził solidarność z Polską po sabotażu na torach kolejowych i sugeruje rosyjski atak hybrydowy.
- NATO pozostaje w stałym kontakcie z polskimi władzami i oczekuje rezultatów śledztwa, a premier Donald Tusk zapewnia o wyjaśnieniu sprawy.
- Polskie służby prowadzą intensywne działania na miejscu oraz nie wykluczają zorganizowanej akcji sabotażowej o szerszym zasięgu.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha odniósł się na platformie X do incydentu na trasie kolejowej Warszawa - Lublin, gdzie w niedzielę doszło do aktu sabotażu
W swoim wpisie polityk podkreślił pełne wsparcie dla Polski oraz gotowość współpracy w ustalaniu okoliczności zdarzenia.
"Wyrażamy solidarność z Polską po sabotażu na polskich kolejach. Mamy nadzieję, że śledztwo przyniesie odpowiedzi i jesteśmy gotowi pomóc, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mógł to być kolejny atak hybrydowy ze strony Rosji - w celu przetestowania reakcji. Jeśli to prawda, muszą być one zdecydowane" - napisał ukraiński minister.
Sabotaż na kolie. NATO w kontakcie z polskimi władzami
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte poinformował w poniedziałek, że jest w kontakcie z polskimi władzami w sprawie eksplozji, w efekcie której doszło do uszkodzenia torów w Polsce. Jak dodał, Kwatera Główna NATO "czeka na wyniki śledztwa w tej sprawie".
W niedzielę rano maszynista pociągu zgłosił nieprawidłowości w infrastrukturze kolejowej w rejonie Życzyna w pow. garwolińskim, w pobliżu stacji PKP Mika. Mazowiecka policja podała, że wstępne oględziny torowiska wykazały uszkodzenie jego fragmentu, które spowodowało zatrzymanie pociągu.
Szef rządu Donald Tusk był na miejscu zdarzenia w poniedziałek rano, a jego wypowiedź w formie nagrania wideo została udostępniona przez CIR.
"Jesteśmy w miejscu eksplozji niedaleko Garwolina, niedaleko stacji Mika, eksplozji która miała najprawdopodobniej na celu wysadzenie pociągu na trasie Warszawa-Dęblin" - powiedział Tusk i dodał, że mamy do czynienia z aktem dywersji. "Na szczęście nie doszło do tragedii, ale sprawa jest bardzo poważna" - stwierdził szef rządu.
Przekazał, że na miejscu jest policja, CBŚ, prokuratura i eksperci, którzy badają każdy szczegół tej sprawy.
"Niestety, jak wiemy już w tej chwili, do podobnego zdarzenia mogło dojść również na południowy-wschód od tego miejsca, na tej samej trasie kolejowej, gdzie również mieliśmy do czynienia z próbą destabilizacji i zniszczeniami infrastruktury kolejowej, która także mogła doprowadzić do katastrofy kolejowej" - dodał premier.
Uszkodzone tory na Mazowszu. "Doszło do aktu dywersji"
Szef rządu zamieścił też wpis na platformie X. "Wysadzenie toru kolejowego na trasie Warszawa-Lublin to bezprecedensowy akt dywersji wymierzony w bezpieczeństwo państwa polskiego i jego obywateli. Trwa śledztwo. Tak jak w poprzednich tego typu przypadkach, dopadniemy sprawców, niezależnie od tego, kto jest ich mocodawcą" - zapewnił Tusk.
Słowa ukraińskiego ministra wpisują się w szersze analizy dotyczące aktywności Rosji w Europie. W ostatnich miesiącach polskie służby informowały o zatrzymaniach osób podejrzewanych o działania dywersyjne, w tym sabotaż infrastruktury krytycznej. Kijów ocenia, że podobne incydenty mogą służyć testowaniu reakcji państw NATO.
Polskie służby wciąż zabezpieczają teren i analizują ślady po eksplozji. Jak zaznaczył premier Tusk, wszystkie wątki są brane pod uwagę, w tym możliwość zorganizowanej akcji sabotażowej. Rząd zapowiada pełne wyjaśnienie sprawy oraz konsekwencje wobec osób odpowiedzialnych.














