26-letni Shane Piche był kierowcą autobusu szkolnego w Watertown, w stanie Nowy Jork. Często kupował dzieciom prezenty i pewnego dnia zaprosił je do swojego domu. Tam podał im alkohol i zgwałcił 14-latkę. Mężczyzna przyznał się do tego czynu. Sędzia zdecydował jednak, by nie skazywać go na więzienie. Twierdził, że skoro 26-latek do tej pory miał czystą kartotekę i skrzywdził "tylko" jedną osobę, to nie ma takiej potrzeby. Zamiast tego gwałciciel dostał wyrok 10 lat w zawieszeniu. Piche trafi także do rejestru przestępców seksualnych "pierwszego poziomu". Oznacza to, że jego adres nie będzie dostępny w sieci. Oskarżyciele chcieli, by trafił do rejestru "drugiego poziomu", co oznaczałoby, że istnieje większe ryzyko ponownego popełnienia zbrodni przez mężczyznę. 26-latek nie będzie też mógł przebywać samotnie w towarzystwie osób poniżej 17. roku życia. Matka 14-latki jest zbulwersowana tym wyrokiem. "Chciałam, by trafił do więzienia za krzywdę, którą wyrządził mojemu dziecku" - napisała w oświadczeniu przesłanym do mediów. "Zabrał mojej córce coś, czego nigdy nie odzyska i sprawił, że teraz musi sobie radzić z depresją i niepokojem" - zaznaczyła. Przypadek Piche’a to kolejna sprawa dotycząca napadu seksualnego w Stanach Zjednoczonych, gdy oprawca dostaje zaskakująco łagodny wyrok. W 2016 roku pływak Brock Turner został skazany na zaledwie sześć miesięcy więzienia za zgwałcenie nieprzytomnej koleżanki. Decyzja wywołała wówczas liczne protesty. W zeszłym roku lekarz Shafeeq Sheikh został oskarżony o zgwałcenie pacjentki. Groziło mu 20 lat więzienia, jednak sędzia zadecydował jedynie o 10 latach w zawieszeniu. Adam Zygiel