Oficjalnie Komisja Europejska zapewnia, że dalej zakłada, by kolegium komisarzy pod przewodnictwem von der Leyen przejęło pałeczkę od zespołu Jean-Claude'a Junckera za nieco ponad dwa tygodnie. "Rozpoczęcie prac 1 grudnia jest naszym stanowczym celem, to się nie zmieniło" - powiedziała w piątek na konferencji prasowej w Brukseli rzeczniczka KE Mina Andreewa. Bezprecedensowa decyzja W czwartek wieczorem Komisja poinformowała o bezprecedensowej decyzji wszczęcia procedury o naruszenie prawa unijnego przeciwko Wielkiej Brytanii w związku z tym, że kraj ten nie przedstawił kandydata na komisarza. Londyn dostał czas na odpowiedź najpóźniej do piątku 22 listopada. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, dla którego sprawa ta ma znaczenie w kontekście trwającej kampanii wyborczej, nie zamierza jednak wywiązywać się ze swoich zobowiązań i proponować Brukseli jakiegokolwiek nazwiska. "To niechęć premiera Johnsona, by dawać jakiekolwiek sygnały, które mogłyby świadczyć o tym, że Wielka Brytania zostanie w UE. Znaczenie tego jest symboliczne, ale w czasie kampanii wyborczej, która jest dla niego trudna, jest to niestety ważne" - powiedział wiceszef brukselskiego think tanku Martens Centre, Roland Freudenstein. Jest wyjście Teoretycznie w unijnym prawie jest furtka, która pozwoliłaby zmniejszyć liczbę komisarzy i obejść niechęć Brytyjczyków do nominowania swojego przedstawiciela do nowej KE. Traktat z Lizbony przewiduje bowiem, że od 2014 r. liczba komisarzy może odpowiadać dwóm trzecim liczby państw członkowskich. Jednak aby uniknąć sporów, Rada Europejska - co również przewiduje traktat - podjęła kilka lat temu decyzję, że każdy kraj będzie miał w KE po jednym przedstawicielu. Ewentualna zmiana tej decyzji "nie jest taka prosta" - mówi, zastrzegając anonimowość, przedstawiciel unijnej egzekutywy. W prawie UE istnieją zapisy, które wskazują na konieczność stosowania "bezwzględnie równej rotacji pomiędzy państwami członkowskimi", jeśli liczba komisarzy miałaby być mniejsza niż liczba państw członkowskich. Zresztą Rada Europejska nie ma ochoty na zmianę tej decyzji, bo Wielka Brytania zobowiązała się w czasie przedłużenia brexitu do 31 stycznia 2020 r., że nie będzie utrudniać funkcjonowania UE i przedstawi kandydata na komisarza. "Wygląda na to, że trudno będzie z powołaniem nowej Komisji Europejskiej 1 grudnia. Ryzyko dla dotrzymania tego terminu wywołała Wielka Brytania. W Parlamencie Europejskim są jeszcze rezerwy czasowe, ale sprawa brytyjska może być problemem" - ocenia Freudenstein. Komisja Europejska nie podjęła na razie żadnych decyzji, które mogłyby pomóc wyjść z tej sytuacji. "Będziemy nalegać na Wielką Brytanię, by respektowała swoje zobowiązania prawne, ale jesteśmy oczywiście w kontakcie z innymi instytucjami, żeby przygotować się na różne możliwości" - zaznaczyła rzeczniczka KE. W PE toczą się prace przygotowawcze do głosowania nad całym składem nowej KE na sesji w Strasburgu w ostatnim tygodniu listopada. W czwartek dwoje z trojga dodatkowych kandydatów do KE zakończyło przesłuchania, a trzeci, z Węgier, ma odpowiedzieć na dodatkowe pytania w poniedziałek. Rozpoczęcie procedury o naruszenie prawa UE wobec Wielkiej Brytanii niewiele zmienia w kontekście braku kandydata. Czasu jest zbyt mało, żeby procedura ta została zakończona przed 1 grudnia i aby Komisja otrzymała jakąkolwiek decyzję w tej sprawie od unijnego Trybunału Sprawiedliwości. Cała sprawa, jak wskazują obserwatorzy, może się odbić na przyszłych relacjach między UE a Zjednoczonym Królestwem już po brexicie, gdy zaczną się rozmowy na temat przyszłych relacji handlowych. "Johnson długofalowo traci, aby mieć krótkofalowe korzyści. To krótkofalowe myślenie, bo cała Wielka Brytania zależy od dobrej woli pozostałych krajów UE. Wygląda jednak na to, że teraz głównym celem Johnsona jest utrzymanie się przy władzy i temu podporządkowuje inne cele" - ocenił Freudenstein. Z Brukseli Krzysztof Strzępka