Choć ostatecznie taką operację musiał zatwierdzić prezydent. Nie zmienia to jednak faktu, że tzw. "dyrektywa ws. Sulejmaniego" miał zostać wydana już przed siedmioma miesiącami. To by mogło potwierdzać nieoficjalne informacje, że gdy w Iraku były planowane ataki na Amerykanów przez milicje związane z Teheranem, to dowództwo amerykańskiej armii przedstawiło Trumpowi atak na dowódcę elitarnych jednostek Al-Kuds jako jedną z opcji. Przypomnijmy, że pod koniec roku w ataku na jedną z baz w Iraku, zginął obywatel USA, po czym oblężona została ambasada Stanów Zjednoczonych w Bagdadzie, a wrogi tłum nawet nieznacznie wdarł się na jej teren. NBC News twierdzi jednak, że taka dyrektywa stawia pod znakiem zapytania późniejsze tłumaczenia Trumpa, już po zamachu na początku roku, jakoby jednostki Al-Kuds miały zaplanowane cztery ataki na amerykańskie ambasady. Zwolennikiem zamachu na Sulejmaniego już w czerwcu miał być John Bolton, ówczesny doradca Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa, który później odszedł ze stanowiska. Zdaniem urzędników administracji, na których powołuje się NBC, prezydenta miał do tego przekonywać również szef dyplomacji Mike Pompeo. Trump odrzucił to jednak, przekonując, że wyda ostateczną zgodę wtedy, gdy Iran "przekroczy czerwoną linię". Już administracja prezydenta George'a W. Busha uznała milicje Al-Kuds za organizację terrorystyczną. Gdy rządził Barack Obama, zostały ogłoszone nowe sankcje wobec Sulejmaniego oraz trzech innych wysokich rangą dowódców za domniemany spisek, którego celem miał być ambasador Arabii Saudyjskiej w Stanach Zjednoczonych. Biały Dom nie skomentował informacji o "dyrektywie Trumpa" w sprawie Sulejmaniego.