Zatrzymano około 10 osób, w tym przewodniczącą ZPB Andżelikę Borys. O godzinie 21 czasu polskiego pod siedzibę Związku Polaków na Białorusi (ZPB) w Grodnie podjechało kilka milicyjnych samochodów terenowych. Funkcjonariusze milicji, w większości po cywilnemu, wtargnęli do budynku. Zaraz za nimi do ZPB wszedł prezes tzw. starego kierownictwa Związku, Tadeusz Kruczkowski. Chwilę potem z budynku brutalnie wyprowadzono zwolenników Andżeliki Borys. Część z nich to ludzie starsi, milicja poszarpała na nich ubrania. Z budynku wyprowadzono siłą około 10 osób znajdujących się w siedzibie Związku, w tym Andżelikę Borys, Andrzeja Pisalnika i Ines Todoryk oraz innych działaczy. Wśród zatrzymanych jest dwóch dziennikarzy "Gazety Wyborczej" oraz fotoreporter agencji AP Sergey Gric i reporterka Radia Swoboda Julia Doszkiewicz. Wszyscy zatrzymani - jak się dowiedział PAP - zostali przewiezieni na posterunek milicji w dzielnicy Leninskaja. Przed siedzibą Związku pozostaje kilka samochodów milicyjnych Białoruski sąd w Lidzie skazał dziś trzech działaczy Związku Polaków na Białorusi na kary od 10 do 15 dni aresztu. Ze Związku wykluczona została jego szefowa, Andżelika Borys. Stanowiska polskich władz możemy spodziewać się jutro. Proces działaczy Skazani dziś działacze ZPB zostali zatrzymani wczoraj w Szczuczynie, niedaleko Grodna. Porzecki to wiceprezes Związku, Jaśkiewicz jest liderem jego grodzieńskiego oddziału, a Poczobut - dziennikarzem. Zarzuty, jakie postawiono całej trójce, dotyczą zorganizowania 3 lipca nielegalnego wiecu w Szczuczynie. 3 lipca do Domu Polskiego w Szczuczynie nie zostali wpuszczeni działacze związku Polaków i polski konsul z Grodna. W Domu Polskim miał się odbyć tego dnia koncert z okazji święta Niepodległości Białorusi. Mimo zapewnień, że koncert nie jest nielegalną demonstracją, nie zezwolono, by odbył się w budynku. Ostatecznie odbył się przed Domem Polskim. Borys wyrzucona Dziś w Szczuczynie uznawana przez władze białoruskie tzw. stara Rada Naczelna Związku Polaków na Białorusi wyznaczyła na 27 sierpnia termin powtórnego VI zjazdu ZPB, który ma zażegnać kryzys w Związku. Poprzedni zjazd, podczas którego szefową ZPB została wybrana Borys, nie został uznany przez władze w Mińsku. Dziś Borys została wykluczona z ZPB przez miejski oddział organizacji w Grodnie. Wraz z nią ze Związku wykluczono siedem innych osób za - jak to ujął cytowany przez Bełtę szef grodzieńskiego oddziału Związku, Kazimierz Znajdziński - "dążenie do upolitycznienia organizacji". Borys minionej w nocy zasłabła, po tym jak do jej mieszkania próbowali wejść milicjanci; zrezygnowali, gdy Borys powiedziała, że poinformuje o wszystkim dziennikarzy w Polsce i ambasadę. - Najpierw do drzwi zadzwonił dzwonek. - Gdy spytałam "kto tam?", osobnicy odpowiedzieli, że z milicji i chcą przekazać wezwanie na przesłuchanie. Zagrozili, że gdy nie otworzę drzwi, to je wyważą - powiedziała Borys. Posłuchaj: - Na takie groźby odpowiedziałam, że poinformuję dziennikarzy w Polsce o sytuacji. Dodałam, że jakie może być wezwanie o północy, w sytuacji gdy mam już dwa wezwania na przesłuchanie na środę - oświadczyła prezes Borys. Zatrzymani polscy dziennikarze Tymczasem podczas podróży z Grodna do Lidy na proces polskich działaczy białoruski patrol milicyjny zatrzymał dzisiaj na krótko dziennikarzy "Gazety Wyborczej", Wacława Radziwinowicza i Roberta Kowalewskiego. "Już kiedy wychodziliśmy z siedziby Związku Polaków w Grodnie obserwowało nas dwóch białoruskich tajniaków w brązowym renault. Trzeci filmował każdy nasz ruch - relacjonował Radziwinowicz. - Jak tylko wyjechaliśmy z Grodna zatrzymał nas białoruski patrol drogowy. Milicjanci chcieli przyczepić się do papierów samochodu, ale stanęło tylko na zapłaceniu mandatu. W międzyczasie patrol otrzymał jednak telefon, po którym nie pozwolono nam odjechać i zdjęto z naszego samochodu tablice rejestracyjne" - czytamy na stronie internetowej gazety. Dziennikarze "Gazety" zmienili jednak samochód i ruszyli do Lidy. Policja zatrzymała ich kierowcę Jerzego Porzeckiego, brata zatrzymanego wczoraj wiceprezesa Związku Polaków, Józefa. Warszawa na razie milczy Polskie władze na razie milczą na temat dzisiejszych wydarzeń za wschodnią granicą. MSZ zapowiedziało tylko, że oficjalne stanowisko rządu w tej sprawie zostanie przedstawione jutro. Z kolei marszałek Sejmu i były szef polskiej dyplomacji Włodzimierz Cimoszewicz sytuację Polaków na Białorusi określił jako skandal. - To jest skandal, który wymaga coraz bardziej energicznych reakcji i przeniesienia tej kwestii na forum międzynarodowe, co najmniej na forum Rady Europy w Strasburgu, ale także prawdopodobnie komisji praw człowieka ONZ - dodał.