Kevin McCarthy gotowy na ustępstwa, aby zostać spikerem Izby Reprezentantów
Partia Republikańska nadal nie jest w stanie wybrać przewodniczącego Izby Reprezentantów. Taka sytuacja ostatni raz miała miejsce w 1923 r. Republikanie stali się zakładnikami wewnątrzpartyjnej opozycji. Według źródeł CNN po kolejnych porażkach Kevin McCarthy poczynił w negocjacjach kolejne ustępstwa wobec buntowników, jednak nic nie wskazuje, by pomogło mu zdobyć upragnione stanowisko.
Inauguracja Kongresu w nowym składzie po listopadowych wyborach utknęła w miejscu. Powodem są zaskakujące problemy Partii Republikańskiej, która ma większość w Izbie Reprezentantów, z wyborem nowego spikera. Tradycyjnie zostaje nim przywódca parlamentarnego klubu dominującej partii.
Kłopot w tym, że kongresmen Kevin McCarthy z Kalifornii pomimo sześciokrotnego głosowania we wtorek i środę nie zdobył wymaganych 218 głosów. W sytuacji, gdy przewaga republikanów nad demokratami jest minimalna (222-213), a wszyscy demokraci zagłosowali przeciw niemu, do rangi niespodziewanego symbolu urasta bunt około 20 najbardziej prawicowych republikańskich deputowanych. Mamy do czynienia z sytuacją rzadko spotykaną. Ostatni raz miała ona miejsce w 1923 r. Wtedy do wyłonienia przewodniczącego potrzeba było dziewięciu głosowań.
Przeciwnicy McCarthy′ego obwiniają go o słaby wynik partii i oskarżają, że jest przedstawicielem establishmentu, który ulega presji lewicy. Wypomina mu się, że skrytykował Donalda Trumpa za podżeganie 6 stycznia do ataku na Kapitol. Notowań McCarthy′ego wśród polityków ultrakonserwatywnych, głównie zwolenników byłego prezydenta nie poprawia fakt, że kongresman z Kalifornii pojechał na Florydę do Mar-a-Lago, by wyrazić poparcie dla byłego prezydenta i zapewnić go o lojalności.
Prasa w USA podkreśla, że jeśli impas w Izbie będzie się przeciągał, zagrozi to stabilności Stanów Zjednoczonych, które staną przed widmem tzw. shutdownów (tymczasowego paraliżu części administracji z powodu braku finansowania) i przekroczenia limitu długu publicznego.
Prezydent Joe Biden ocenił w środę, że sytuacja jest żenująca. - (...) Mieć Kongres, który nie może funkcjonować, jest po prostu żenujące. Jesteśmy najwspanialszym krajem na świecie, jak to możliwe? Mieliśmy już sporo problemów z atakami na nasze instytucje. Martwi mnie to bardziej niż cokolwiek innego - oświadczył gospodarz Białego Domu.
Sytuacja jest o tyle niebezpieczna, że bez spikera Izba Reprezentantów nie działają komisje, nie mogą wzywać świadków ani żądać dokumentów. Wkrótce może pojawić się problem z wypłatami dla pracowników Izby i biur kongresmenów.
Tymczasem McCarthy nie poddaje się. Nadal popiera go zdecydowana większość członków jego ugrupowania. Chociaż w kolejnych rundach widać było oznaki utraty kolejnych głosów: po pierwszej do pierwotnych 19 buntowników dołączył kolejny, a w środowych jedna z republikanek wstrzymała się od głosu.
Kongresman z Kalifornii próbuje przeciągać na swoją stronę nieprzychylnych polityków, ale formułowane przez niego obietnice na nic się zdają. W kolejnych głosowaniach nad wyborem przewodniczącego Izby we wtorek i środę liczba głosujących przeciw McCarthy’emu rosła i w ostatnich - piątym i szóstym - zwiększyła się do ponad 20.