Inauguracja Kongresu w nowym składzie po listopadowych wyborach utknęła w miejscu. Powodem są zaskakujące problemy Partii Republikańskiej, która ma większość w Izbie Reprezentantów, z wyborem nowego spikera. Tradycyjnie zostaje nim przywódca parlamentarnego klubu dominującej partii. Kłopot w tym, że kongresmen Kevin McCarthy z Kalifornii pomimo sześciokrotnego głosowania we wtorek i środę nie zdobył wymaganych 218 głosów. W sytuacji, gdy przewaga republikanów nad demokratami jest minimalna (222-213), a wszyscy demokraci zagłosowali przeciw niemu, do rangi niespodziewanego symbolu urasta bunt około 20 najbardziej prawicowych republikańskich deputowanych. Mamy do czynienia z sytuacją rzadko spotykaną. Ostatni raz miała ona miejsce w 1923 r. Wtedy do wyłonienia przewodniczącego potrzeba było dziewięciu głosowań. Biden mówi o żenującej sytuacji Przeciwnicy McCarthy′ego obwiniają go o słaby wynik partii i oskarżają, że jest przedstawicielem establishmentu, który ulega presji lewicy. Wypomina mu się, że skrytykował Donalda Trumpa za podżeganie 6 stycznia do ataku na Kapitol. Notowań McCarthy′ego wśród polityków ultrakonserwatywnych, głównie zwolenników byłego prezydenta nie poprawia fakt, że kongresman z Kalifornii pojechał na Florydę do Mar-a-Lago, by wyrazić poparcie dla byłego prezydenta i zapewnić go o lojalności. Prasa w USA podkreśla, że jeśli impas w Izbie będzie się przeciągał, zagrozi to stabilności Stanów Zjednoczonych, które staną przed widmem tzw. shutdownów (tymczasowego paraliżu części administracji z powodu braku finansowania) i przekroczenia limitu długu publicznego. Prezydent Joe Biden ocenił w środę, że sytuacja jest żenująca. - (...) Mieć Kongres, który nie może funkcjonować, jest po prostu żenujące. Jesteśmy najwspanialszym krajem na świecie, jak to możliwe? Mieliśmy już sporo problemów z atakami na nasze instytucje. Martwi mnie to bardziej niż cokolwiek innego - oświadczył gospodarz Białego Domu. Sytuacja jest o tyle niebezpieczna, że bez spikera Izba Reprezentantów nie działają komisje, nie mogą wzywać świadków ani żądać dokumentów. Wkrótce może pojawić się problem z wypłatami dla pracowników Izby i biur kongresmenów. Obietnice McCarthy′ego Tymczasem McCarthy nie poddaje się. Nadal popiera go zdecydowana większość członków jego ugrupowania. Chociaż w kolejnych rundach widać było oznaki utraty kolejnych głosów: po pierwszej do pierwotnych 19 buntowników dołączył kolejny, a w środowych jedna z republikanek wstrzymała się od głosu. Kongresman z Kalifornii próbuje przeciągać na swoją stronę nieprzychylnych polityków, ale formułowane przez niego obietnice na nic się zdają. W kolejnych głosowaniach nad wyborem przewodniczącego Izby we wtorek i środę liczba głosujących przeciw McCarthy’emu rosła i w ostatnich - piątym i szóstym - zwiększyła się do ponad 20. Przeciwnicy McCarthy’ego poparli najpierw ultraprawicowego kongresmena Jima Jordana z Ohio. Jordan wezwał we wtorek do głosowania na... McCarthy’ego. Kongresmen, który walczył z McCarthym, zawarł z nim sojusz, po otrzymaniu obietnicy, że jako przewodniczący Izby zagwarantuje mu szefowanie komisji ds. wymiaru sprawiedliwości. McCarthy wszedł w podobne porozumienia z innymi krytykami w Partii Republikańskiej. Według CNN po kolejnych przegranych głosowaniach McCarthy poczynił kolejne ustępstwa. Miał zgodzić się, by już po wniosku pojedynczego kongresmena zarządzano głosowanie nad odwołaniem spikera ze stanowiska (wcześniej zgodził się na propozycję, która wymagałaby wniosku pięciu deputowanych). Ponadto, członkowie grupy House Freedom Caucus, z której wywodzą się buntownicy, mieliby dostać więcej miejsc w komisji decydującej o porządku obrad. Partia Republikańska zakładnikiem buntowników Nie brakuje jednak głosów, że ta strategia nie okaże się skuteczna. Wszak nie pomogło nawet środowe wstawienie się za McCarthym przez Donalda Trumpa. I w głosowaniach tego dnia wewnątrzpartyjna opozycja jako kontrkandydata dla McCarthy’ego wysunęła czarnoskórego kongresmana z Florydy Byrona Donaldsa. Nawiasem mówiąc pierwszy raz w historii USA obie partie zgłosiły na stanowisko Afroamerykanów. Kandydatem Demokratów jest bowiem nowy lider mniejszości Hakeem Jeffries z Nowego Jorku. Przewiduje się, że jeśli McCarthy dalej będzie przegrywał głosowania, otrzymując w dodatku coraz mniej głosów, republikanie zaczną go nakłaniać, żeby zrezygnował z dalszych prób. Za najbardziej prawdopodobnego alternatywnego kandydata republikanów uchodzi kongresmen z Luizjany Steve Scalise. Jest znany jako zdecydowany konserwatysta. W przeszłości został postrzelony na boisku przez terrorystę i ledwo uszedł z życiem. Przewiduje się, że niezależnie od tego, kto ostatecznie zostanie przewodniczącym Izby Reprezentantów, mniejszościowa frakcja najbardziej prawicowych republikanów będzie szantażować kierownictwo partii i domagać się ustępstw jako warunku poparcia dla rozmaitych inicjatyw legislacyjnych. A to nie wróży dobrze pracom w Kongresie. Po fiasku środowych głosowań, odroczono obrady Izby Reprezentantów do czwartku.