- Nie sądzę, abym kiedykolwiek publicznie, czy prywatnie powiedział, że Izrael jest państwem apartheidu, czy też zamierza się nim stać - podkreślił Kerry w swym oświadczeniu. Kerry miał powiedzieć w piątek podczas zamkniętego spotkania z wysokimi rangą urzędnikami państwowymi i ekspertami z USA, krajów Europy Zachodniej, Rosji i Japonii, gdy rozmawiano o braku postępów w negocjacjach pokojowych, że jeśli Izrael nie doprowadzi wkrótce do porozumienia pokojowego z Palestyńczykami, to może przekształcić się w państwo apartheidu. O przebiegu spotkania poinformowała w poniedziałek AFP, powołując się niedzielny artykuł amerykańskiego portalu "Daily Beast". - Nie urodziłem się wczoraj, aby nie wiedzieć, że słowa mogą być źle zrozumiane, nawet w sposób niezamierzony, i jeśli mógłbym cofnąć taśmę, wybrałbym inne słowo - podkreślił minister. Również Departament Stanu oświadczył, że minister "nigdy nie nazwał Izraela państwem apartheidu". Resort nie zaprzeczył jednak, że Kerry użył słowa opisującego system segregacji społecznej, funkcjonujący w latach 1948-1994 w Republice Południowej Afryki. Słowa Kerry'ego wywołały ostrą krytykę w kraju i zagranicą. Republikański senator z Teksasu Edward Cruz wezwał ministra do dymisji, a wpływowy Republikanin z Arizony John McCain domagał się przeprosin. Izraelski minister transportu Israel Kac potępił słowa sekretarza stanu USA: "Kerry, wstydź się. Są słowa, których nie można używać!".