W Naivashy, mieście oddalonym o 90 kilometrów na północny zachód od Nairobi, ludzie są paleni żywcem czy szlachtowani maczetami - pisze agencja Reutera. Po mieście grasują kilkudziesięcioosobowe bandy młodocianych z plemienia Kikuyu, brutalnie atakujących ludzi pochodzących z innym grup plemiennych czy klanowych. Podpalane są domy, sklepy, pojazdy. Naivasha to kolejne objęte zamieszkami miasto w zachodniej prowincji kenijskiej Rift Valley. Najpoważniejsza jest sytuacja w mieście Nakuru a także pobliskim Timboroa - tam w ciągu nocy z soboty na niedzielę zabito co najmniej 17 ludzi. Od 27 grudnia - dnia kontestowanych wyborów prezydenckich, po których w Kenii doszło do niepokojów, poniosło śmierć około 800 osób a do opuszczenia domów zmuszonych zostało ponad 250 tysięcy. Eskalacja przemocy na zachodzie Kenii podważa wyniki mediacji, prowadzonej na miejscu przez byłego sekretarza generalnego ONZ Kofiego Annana. Doprowadził on do czwartkowego spotkania dwóch głównych antagonistów kenijskiej sceny politycznej - prezydenta Mwai Kibakiego i podważającego wyniki wyborcze przywódcy opozycji Raili Odingi. O czwartkowym spotkaniu media pisały jako o przełomie w trwających od czterech tygodni zamieszkach w Kenii. W niedzielę Annan spotkał się z liderem opozycji Odingą, podejmując kolejną próbę mediacji. W sobotę Annan ostrzegał przed "systematycznym poważnym łamaniem praw człowieka" w Kenii, wzywając do przeprowadzenia śledztwa w sprawie wydarzeń w Rift Valley. Kofi Annan w sobotę osobiście wizytował scenę walk w Nakuru. - Nie oszukujmy się - nie chodzi tu o problemy związane z wyborami lecz o wiele szersze kwestie - mówił b. sekretarz generalny ONZ.