Kenia: Myślano, że nie żyje, zwolniono go za dezercję. Przez 9 miesięcy był w śpiączce
Dziewięć miesięcy trwały bezskuteczne poszukiwania Reubena Kimutaia Lela przez jego rodzinę. Policjant z Nairobi "zniknął" w grudniu zeszłego roku i nie kontaktował się z rodziną. Jego przełożeni uznali, że zdezerterował i wydano za nim nakaz poszukiwania. Dopiero w zeszłym tygodniu okazało się, że mężczyzna leżał w szpitalu w śpiączce. Potrącił go pirat drogowy.
21 grudnia 2020, 59-letni Lel został potrącony przez kierowcę auta, gdy przechodził przez ulicę w Nairobi. Sprawca uciekł z miejsca wypadku. Przed tym, jak służby przyjechały na miejsce, ranny został okradziony - nie miał przy sobie żadnego dokumentu tożsamości.
Lel został przewieziony do szpitala Kenyatta, największej placówki medycznej w kraju. Mężczyzna miał poważny uraz głowy i złamaną nogę. Zdecydowano się o wprowadzeniu go w stan śpiączki farmakologicznej.
Rodzina policjanta szukała go bezskutecznie przez dziewięć miesięcy. Mężczyzna nie odbierał telefonów, a bliscy byli przekonani, że nie żyje. Ich przypuszczenia niemal potwierdził telefon z kostnicy, w której po kilku miesiącach znalazło się ciało niezidentyfikowanego mężczyzny.
- Pojechaliśmy odebrać ciało, podobnego mężczyzny. Na miejscu okazało się, że nie zgadzają się odciski palców - powiedziała BBC News Joan Jeptoo, siostrzenica 59-latka.
W międzyczasie Lel stracił pracę. W styczniu tego roku przełożeni oskarżyli go o dezercję i wydano nakaz aresztowania. Wkrótce potem sprawę umorzono, gdy poszukiwania nie przyniosły rezultatu.
Przełom w sprawie nastąpił w zeszłym tygodniu. 59-latek odzyskał świadomość. Był w stanie przypomnieć sobie swoje imię i fakt, że pracował jako policjant. Zaalarmowani funkcjonariusze powiadomili bliskich mężczyzny.