Gazeta "The Standard" poinformowała, że po raz pierwszy od lat ludzie na zachodzie Kenii umierają z niedożywienia. Z kolei dziennik "Daily Nation" podał, że ok. 2 mln dzieci, przede wszystkim z dzielnic biedoty wokół wielkich miast oraz z półpustynnych regionów na północy kraju, nie chodzi do szkoły, bo muszą pomagać swoim rodzinom w zdobywaniu pożywienia i wody. Wielu ludzi w północnej Kenii je kaktusy i liście krzewów, by oszukać głód. We wtorek prezydent Kibaki i premier Raila Odinga przedstawili program walki z głodem we współpracy ze Światowym Programem Żywnościowym (WFP). Program ma na celu "zapewnienie szybkich dostaw jedzenia, wody i leków dla ponad 10 mln Kenijczyków na pustynnych i półpustynnych terenach kraju, które zostały najbardziej dotknięte przedłużającą się suszą". Dzień wcześniej obaj politycy przedstawili warty ponad 28 mln USD pakiet stymulujący rozwój rolnictwa. Ma on przyczynić się m.in. do znacznego zwiększenia ilości nawodnionych obszarów z obecnych 120 tys. ha do 400 tys. ha. Kibaki potwierdził, że rząd będzie kontynuował wysiłki na rzecz długoterminowych rozwiązań, które uwolnią kraj od klęski suszy i głodu. Brak wody i jedzenia odczuwają także zwierzęta w kenijskich parkach narodowych, gdzie powysychało wiele wodopojów i rzek. Rzecznik urzędu ochrony przyrody wyraził obawę, że setkom zwierząt grozi śmierć z głodu i pragnienia.