To reakcja na doniesienia niemieckich mediów, które podały w czwartek, że tamtejszy wywiad zagraniczny pomagał służbom amerykańskim w inwigilowaniu urzędników francuskiego MSZ i urzędu prezydenckiego oraz Komisji Europejskiej."Nie będziemy dyskutować o działaniach, które podejmuje KE, żeby chronić swoje kanały komunikacyjne, urzędników oraz komisarzy przed tego typu zagrożeniem. Ale mogę zapewnić, że trzymamy rękę na pulsie" - powiedział na konferencji prasowej w Brukseli rzecznik KE Margaritis Schinas. KE uważa, że wyjaśnieniem tej sprawy powinny się zająć Niemcy. "To ich obowiązek, żeby zbadać te zarzuty i sprawdzić co właściwie się wydarzyło" - stwierdził. "Mogę potwierdzić, że my nie szpiegujemy nikogo" - zażartował. W podobnym tonie wypowiedział się szef Komisji Europejskiej. "Na jednym z posiedzeń KE powiedziałem, że Komisja powinna mieć tajne służby, bo są tu agenci" - oświadczył proszony o komentarz podczas konferencji po spotkaniu z prezydent Chorwacji. "W pewnym sensie jestem specjalistą w sprawach służb specjalnych i z własnego doświadczenia wiem, że bardzo trudno utrzymać nad nimi kontrolę. Wydaje się, że dotyczy to nie tylko Luksemburga" - dodał przewodniczący Komisji. Juncker złożył w 2013 r. dymisję z urzędu premiera Luksemburga po tym jak obciążono go polityczną odpowiedzialnością za wieloletnią samowolę wywiadu SREL, w tym nielegalne podsłuchiwanie polityków. Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" oraz stacje telewizyjne NDR i WDR doniosły w czwartek, że stacja nasłuchowa BND w Bad Albing w Bawarii wykorzystywana była przez wiele lat do podsłuchiwania wysokich rangą urzędników MSZ i Pałacu Elizejskiego w Paryżu oraz Komisji Europejskiej w Brukseli. Jak twierdzą niemieccy dziennikarze, szpiegostwo gospodarcze prowadzone było natomiast tylko sporadycznie i dotyczyło przedsiębiorstw, które USA podejrzewały o nielegalny eksport