- Jest jedna zasada. Trzy osoby z każdego kraju mogą dostać specjalne identyfikatory, by wejść na salę, ale na sali są tylko dwa krzesła dla każdego kraju. Decyzja, kto to będzie, należy do każdego kraju, zgodnie z jego konstytucją i sytuacją polityczną - powiedziano w serwisie prasowym Rady UE. Większość 27 państw członkowskich jest reprezentowana na szczytach przez premierów. Inaczej jest w przypadku Francji, którą reprezentuje tylko prezydent i Finlandii - przedstawianej zazwyczaj przez prezydenta i premiera. Dyplomaci przypominają, że "zdarza się", że w szczytach bierze udział prezydent z Litwy, Rumunii i Polski. Ale nie ma sztywnych zasad. PAP dowiedziała się, że na najbliższy szczyt unijny, wyjątkowo ze względu na francuskie przewodnictwo UE, obok prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego przyjedzie też i premier Francois Fillon. Polskę podczas przyszłotygodniowego szczytu UE chcą reprezentować zarówno premier Donald Tusk, jak i prezydent Lech Kaczyński. Szef prezydenckiej kancelarii Piotr Kownacki powiedział, że "prezydent oczywiście jedzie" na szczyt Unii. Zaznaczył, że sprawy, jakie będą poruszane przez unijnych przywódców m.in. dotyczące imigrantów i azylu "stanowią przedmiot zainteresowania i pracy prezydenta od dawna". Tymczasem premier oświadczył, że "nie przewiduje w składzie delegacji pana prezydenta", a Polskę podczas szczytu będzie reprezentował rząd. W czwartek słowna przepychanka między premierem a prezydentem, nadal trwała. Lech Kaczyński i Donald Tusk uczestniczyli razem w nadzwyczajnym unijnym szczycie na początku września poświęconym konfliktowi rosyjsko-gruzińskiemu. 13 grudnia zeszłego roku prezydent i premier razem pojechali do Lizbony na uroczyste podpisanie Traktatu Reformującego UE (zwanego później Lizbońskim); w mediach toczyli jednak spór o obecność Lecha Kaczyńskiego na szczycie UE w Brukseli 14 grudnia, na który ostatecznie prezydent nie pojechał.