Do tej skandalicznej sytuacji doszło 29 września w Atyrau w zachodnim Kazachstanie. Według ustaleń śledczych, po urodzeniu dziecko nie wykazywało oznak życia. Zarejestrowano więc je jako martwe i przetransportowano do szpitalnej kostnicy. Kiedy jednak zabrano dziecko do kostnicy, nagle zaczęło ruszać nogą. Położnik zadzwonił do dyrektora szpitala, który powiedział, że dziecko lepiej zostawić w lodówce. Pracownicy szpitala nie wiedzieli jednak, że dyrektor placówki jest podsłuchiwany przez służby antykorupcyjne - mężczyzna był podejrzany m.in. o wręczenie 300 tys. tenge (ok. 3 tys. zł) kierownictwu instytutu medycyny sądowej. Służby ruszyły do szpitala, jednak było już za późno - dziecko nie żyło. W sprawie zatrzymano dwie osoby - to kierownik szpitala oraz położnik, który odbierał poród. Tłumaczyli, że zdecydowali o uśmierceniu dziecka, gdyż taki stan został wpisany do bazy danych, której nie można zmienić. Grozi im 20 lat więzienia. Wcześniej pracownice centrum w Atyrau żądały pilnej kontroli placówki. Twierdziły, że zabijano tam noworodki, a wszystkim kobietom mówiono, że było to spowodowane "zakażeniem wewnątrzmacicznym". Według oficjalnych danych w 2018 roku odnotowano 108 zgonów noworodków w tym szpitalu. Jako główną przyczynę śmierci określano przedwczesne porody i narodziny dzieci o niskiej masie ciała. Adam Zygiel