Według policji i straży pożarnej maszyna typu Eurocopter AS350 wpadła do rzeki między dzielnicami Manhattan i Queens. Na pokładzie znajdowało się, obok pilota, pięciu pasażerów, którzy wynajęli śmigłowiec by zrobić zdjęcia Nowego Jorku z powietrza. Bardzo szybko na miejscu wypadku pojawiły się łodzie policji i straży pożarnej. Na miejscu zginęło dwóch pasażerów śmigłowca, trzech udało się uratować płetwonurkom. Przewieziono ich do szpitala w stanie krytycznym, jednak i pozostałej trójki nie udało się uratować. Cało z wypadku wyszedł pilot, który o własnych siłach wydostał się z maszyny. "Jedliśmy kolację i zobaczyliśmy jak czerwony śmigłowiec na pełnej prędkości leci w stronę wody. To wyglądało surrealistycznie (...) potem maszyna wpadła do wody i zatonęła" - powiedziała telewizji ABC7 Arineh Nazarian, która była świadkiem katastrofy. Jak mówił szef nowojorskiej straży pożarnej Daniel Nigro akcja ratunkowa odbywała się na głębokości 15 metrów, przy prądzie wodnym o prędkości 7 kilometrów na godzinę i temperaturze powietrza 5 stopni Celsjusza. Najtrudniejsza część operacji polegała na uwolnieniu pasażerów, ponieważ byli oni mocno przypięci do siedzeń i trzeba było przeciąć pasy" - dodał Nigro. Szef nowojorskiej policji James O’Neil nie chciał spekulować na temat przyczyn wypadku. Powiedział, że ustali to śledztwo prowadzone przez Krajową Radę Bezpieczeństwa Transportu.