W sobotę pasażerski samolot Airbus A321 lecący z egipskiego kurortu Szarm el-Szejk do Petersburga rozbił się na Synaju. Nikt nie przeżył katastrofy. Zginęło 224 pasażerów i członków załogi. Odpowiedzialność za tragedię szybko przypisali sobie dżihadyści z Państwa Islamskiego. - Pierwszy komunikat Państwa Islamskiego został odebrany przez opinię publiczną lekceważąco, ponieważ nie przedstawiono w nim żadnych dowodów. W przeszłości było jednak mnóstwo zamachów terrorystycznych, których organizatorzy się ujawnili, ale także nie podali dowodów. Wątpię, żeby Państwo Islamskie, konsekwentnie informujące, że odpowiada za zamach, wystawiło reputację organizacji na szwank przyznając się do czegoś, za czym nie stało - podkreśla Andrzej Mroczek. Zapomniany zamach nad Lockerby Zdaniem eksperta z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas należy "z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że Państwo Islamskie w jakimś stopniu stoi za katastrofą samolotu". - Być może mieli swojego człowieka w liniach lotniczych? Albo kogoś na lotnisku? Przywołuję zapomniany przez wielu komentatorów zamach, który miał miejsce 21 grudnia 1988 roku na samolot Pan Am nad Lockerby. Samolot osiągnął wystarczający pułap i około 40 minut od startu nastąpił wybuch. W sobotę scenariusz był podobny - zauważa nasz rozmówca. W zamachu nad Lockerby zginęło 270 osób (243 pasażerów, 16 członków załogi i 11 na ziemi). Za atakiem stali libijscy agenci. Urządzenie wybuchowe umieszczono w radioodbiorniku. Na pokład samolotu trafiło jako przesyłka lotnicza. - Nie upieram się, że w sobotę było podobnie, ale sprawcy ewentualnego zamachu mogli być inspirowani tamtymi wydarzeniami. Nie można również wykluczyć, czy agenci Kadafiego po jego zgładzeniu nie wstąpili do Państwa Islamskiego. Wielu z nich nie zostało osądzonych. Mogli doradzać organizatorom lub samemu przeprowadzić zamach - dodaje Andrzej Mroczek. Prawdopodobna odpowiedź Rosji Philip Hammond, szef brytyjskiej dyplomacji, ocenił, że za katastrofę rosyjskiego samolotu z "bardzo dużym prawdopodobieństwem" odpowiadają dżihadyści. W podobnym tonie, cytując amerykańskich i europejskich specjalistów ds. bezpieczeństwa, pisze agencja Reuters. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nie potwierdza tezy o zamachu i apeluje o ostrożność w stawianiu sądów przed zakończeniem postępowania. A to może potrwać. - Potwierdzenie tezy o zamachu i poszukiwanie na to niezbytych dowodów to żmudna praca. Śledztwa powybuchowe w katastrofach lotniczych trwają bardzo długo. Znów odniosę się do wydarzeń z 1988 roku. Śledczy prawie rok składali samolot z rozrzuconych szczątków. W trakcie przeczesywania terenu znaleźli element, który powiązali ze sprawcami zamachu - zaznacza ekspert z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. - Rzecznik Kremla ma rację. Na wyciąganie wniosków jest za wcześnie, a te w przypadku zamachu miałyby bardzo poważne konsekwencje polityczne. Spodziewałbym się podobnej reakcji Rosji jak USA po 11 września, czyli zmasowanych ataków wojsk Federacji Rosyjskiej i być może wprowadzenia sił lądowych na tereny zajmowane przez Państwo Islamskie, głównie w Syrii - dodaje. Zamach, ocenia Andrzej Mroczek, miałby również wpływ na relacje Rosji z Egiptem. Rosjanie oczekiwaliby zadośćuczynienia, chociażby w postaci ustępstw w walce z dżihadystami i zwiększenia wpływów w tym regionie świata, o które Kreml rywalizuje z USA i ich zachodnimi koalicjantami.