Dokładna analiza zapisu rejestratora rozmów w kabinie pilotów nie wykazała żadnego dźwięku przypominającego eksplozję. To kolejny argument wykluczający sabotaż lub zamach terrorystyczny i sugerujący awarię jako możliwą przyczynę katastrofy. Działania ekspertów koncentrują się na jednej z sekcji statecznika pionowego, który oderwał się od kadłuba. Jak pisze "USA Today" fragment ten wykazuje szereg pęknięć, które sugerują, że fragmentu ten był już wcześniej uszkodzony. Przypomina się groźną turbulencję, w którą ten sam Airbus A-300 wpadł przed siedmiu laty. Sprawdzenie tej hipotezy potrwa dosyć długo. Wymagane są dokładne badania materiału kompozytowego, z którego wykonano statecznik. Ma to wyjaśnić ponad wszelką wątpliwość czy pęknięcia te były tam już przed katastrofą. Airbus A-300 linii lotniczych American Airlines rozbił się w ubiegły poniedziałek o 15:17 czasu polskiego, osiem kilometrów od nowojorskiego lotniska im. JFK. Maszyna, która leciała z Nowego Jorku do Santo Domingo na Dominikanie, spadła na domy mieszkalne w dzielnicy Queens. Na pokładzie było 260 osób - wszyscy zginęli. Prócz nich śmierć poniosło także 9 osób na ziemi. Tymczasem prezydent George W. Bush podpisał nową ustawę w sprawie lotnictwa cywilnego - nakazującą między innymi zamontowanie na lotniskach dodatkowych 28 000 urządzeń do prześwietlania bagaży. Decyzję o wzmocnieniu środków bezpieczeństwa podjęto po zamachach terrorystycznych 11 września. Będzie to kosztowało Stany Zjednoczone co najmniej 2,5 miliarda dolarów. - Bezpieczeństwo przede wszystkim. Rząd federalny wysoko postawi poprzeczkę i wcielimy w życie dodatkowe środki. To trudny okres zarówno dla Amerykanów latających samolotami jak i dla naszego transportu lotniczego - tłumaczył amerykański przywódca.