- Wojna z terroryzmem nie toczy się w afgańskich wioskach i domach (...), lecz w matecznikach; tam, skąd finansowany jest terroryzm oraz tam, gdzie szkoleni są terroryści, a miejsca te leżą poza Afganistanem - oświadczył Karzaj na konferencji prasowej w Kabulu. - Inną kwestią jest, czy Afganistan jest w stanie sobie z tym poradzić, (...) ale taką możliwość mają nasi sojusznicy. Pytanie brzmi: "Dlaczego nie podejmują żadnych działań?" - mówił dalej prezydent. Wsparcie Islamabadu dla talibów wyszło na jaw wraz z opublikowaniem przez portal WikiLeaks oraz prasę dziesiątków tysięcy tajnych dokumentów dotyczących wojny w Afganistanie. Z materiałów tych wynika, że obecni i byli członkowie pakistańskiego wywiadu ISI aktywnie współpracowali z talibami w przygotowywaniu ataków w Afganistanie. W pierwszej reakcji na przeciek afgańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa napisała we wtorek w komunikacie, że w ciągu dziewięcioletniej wojny zachodni sojusznicy zbyt łagodnie traktowali Pakistan. Na dzisiejszej konferencji Karzaj uznał za "nieodpowiedzialne" i "szokujące" ujawnienie w dokumentach nazwisk lub informacji, które mogą narazić na niebezpieczeństwo afgańskich informatorów. Krytykując publikację, Pentagon oświadczył w niedzielę, że dokumenty mogą wystawiać na niebezpieczeństwo afgańskich informatorów i grożą osłabieniem pracy wywiadowczej w tym kraju. Założyciel WikiLeaks Julian Assange zapewniał, że dokumenty były sprawdzane i tych, które zawierały nazwiska informatorów nie ujawniono. Jednak "The Times" poinformował w środę, że wystarczyły dwie godziny, by ustalić nazwiska kilkunastu Afgańczyków, podejrzanych o dostarczanie informacji amerykańskiej armii.