Premier Pakistanu Shaukat Aziz przyznał, że islamscy radykałowie przenikają przez nieszczelna granicę między obu państwami, utrzymywał jednak, że w większości są to Afgańczycy. W stolicy Afganistanu obraduje wielkie zgromadzenie - dżirga - przywódców plemiennych z obu państw. Pomysł zorganizowania takiego spotkania pojawił się rok temu podczas spotkania w Białym Domu prezydenta George'a W. Bush z prezydentami Pakistanu Pervezem Musharrafem i Afganistanu Hamidem Karzajem. Celem spotkania miało być zbadanie sposobów zmniejszenia przemocy w obu krajach, a zwłaszcza w Afganistanie. Musharraf wycofał się w ostatniej chwili z udziału w spotkaniu w Kabulu, usprawiedliwiając się obowiązkami w kraju. Do Kabulu nie przybyli też przywódcy plemienni z najbardziej niespokojnych rejonów Pakistanu, którzy wcześniej publicznie powątpiewali w skuteczność tej inicjatywy. Karzaj w emocjonalnym przemówieniu mówił o cierpieniach Afgańczyków z powodu nieustających ataków talibów na posterunki rządowe, szkoły, wsie i żołnierzy sił międzynarodowych. Wymieniał drastyczne przypadki tortur i znęcania się nad ludnością. Szczególnie ostro potępił przypadki porywania cudzoziemców, w tym ostatni przypadek uprowadzenia 23 obywateli Korei Południowej. Zdaniem Karzaja, jeśli Afganistan i Pakistan ściślej ze sobą współpracowały problem "zostałby rozwiązany w ciągu jednego dnia". Premier Pakistanu Shaukat Aziz zajął jednak stanowisko wymijające utrzymując, że chociaż islamiści otrzymują pomoc po pakistańskiej stronie granicy, to jednak problem przemocy jest problemem afgańskim i wynika z braku pojednania narodowego w tym kraju. Obrady dżirgi, poświęcone głownie problemom bezpieczeństwa i terroryzmu, mają potrwać do soboty.