Regularność, z jaką pojawia się ta kwestia, pokazuje że Bruksela ani myśli regularnie i poważnie zajmować się wschodnim sąsiadem. Gdyby bowiem miała do Białorusi podejście konsekwentne i próbowała wypracować konsekwentną politykę, nie byłaby skazana na doraźne rozwiązania i te same dylematy przed każdym szczytem Partnerstwa. Argumenty przeciwko zapraszaniu Białorusinów na szczyt Partnerstwa w Wilnie są oczywiście dobrze znane: jest to niedemokratyczny kraj, który nie przestrzega praw człowieka i wszelkie europejskie sugestie sobie lekceważy. Białoruś jednak nie jest jedynym państwem, w którym z prawami człowieka jest krucho i który gra na nosie Unii Europejskiej. Stan demokracji w Azerbejdżanie czy w Armenii chyba nie jest lepszy. Zupełnie inaczej traktowana jest także Rosja, z którą Unia współpracuje co najmniej w takim samym stopniu jak z krajami Partnerstwa Wschodniego, a w wielu dziedzinach współpraca ta jest jeszcze głębsza i różne oferty skierowane pod adresem Moskwy idą dalej niż w przypadku krajów PW. Partnerstwo Wschodnie nie jest po prostu drogą do UE Rzecz w tym, jak postrzegamy Partnerstwo. Z czasem staje się coraz bardziej jasne, że nie jest to droga do UE dla wschodnich sąsiadów, ale po prostu program ułożenia sobie stosunków ze wschodnim sąsiedztwem Unii. Jeśli któryś z krajów objętych programem zechce zbliżyć się do Unii i wejść na ścieżkę wiodącą do członkostwa - będzie to możliwe. Jeśli nie - wolna wola. Partnerstwo zatem powinno przede wszystkim służyć Unii, w czym zainteresowana musi być Polska - kraj sąsiadujący z Białorusią i Ukrainą. Chodzi o uporządkowanie pod względem prawnym, ekologicznym, gospodarczym i każdym innym najbliższego sąsiedztwa, by przynosiło ono obopólne korzyści. Tak rozumiane Partnerstwo traci sens bez Białorusi. Oczywiście zasadny jest argument, że Białoruś nie jest podatna na sugestie Europy i współpraca z nią nie przyniesie efektów. Ale powtórzmy - który z sześciu krajów jest tak naprawdę podatny? Gdybyśmy rzeczywiście chcieli stosować politykę konsekwentnie opartą tylko na walce o przestrzeganie praw człowieka - musielibyśmy załamać ręce i nic nie robić. Bo w całej Europie Wschodniej są one łamane w mniejszym lub większym stopniu. I nie jest pewne czy Białoruś łamie prawa człowieka najbrutalniej. A tak stosuje się podwójne wartości - Rosja jest duża i ma surowce, to przymykamy oczy, Azerbejdżan jest daleko, ma surowce więc też przymykamy oczy - a Białoruś jest blisko, nie ma surowców, więc na jej przykładzie pokażemy, jacy jesteśmy pryncypialni. Dlaczego karzemy tylko Białoruś? Karząc jedynie Białoruś narażamy się na zarzut hipokryzji, bo żeby być sprawiedliwymi musielibyśmy "ukarać" wszystkie państwa, nikogo nie zapraszać czyli jednym słowem zwinąć całą politykę wschodnią Unii Europejskiej. To przecież absurd. Dlatego też rozwiązaniem jest jednak traktowanie wszystkich krajów Europy Wschodniej tak samo, łącznie z Białorusią i robienie w ramach Partnerstwa Wschodniego tego, co jest możliwe. Białoruś nie aspiruje zresztą oficjalnie do Unii i tym samym ułatwia Brukseli sprawę. Jednocześnie każde porozumienie Unia-Białoruś wiążące się z jakimikolwiek usprawnieniami w wymianie ludzi, towarów czy idei jest adresowane przecież nie tylko do Łukaszenki, ale do 10 milionów ludzi zamieszkujących ten kraj. W obliczu beznadziei w jakiej pogrążona jest białoruska opozycja nie powinno rezygnować się z rozmiękczania systemu poprzez kontakty z nim. Już tak czyściutkich rączek dyplomaci unijni nie mają, żeby się bali pobrudzić je od uścisków dłoni białoruskich oficjeli. Nie takie dłonie ściskali, gdy trzeba było. Andrzej Brzeziecki Autor jest redaktorem naczelnym "Nowej Europy Wschodniej"