- Poszukiwanie sprawiedliwego wyroku było bardzo trudne. Orzeczenie dotyczyło nieszczęścia - powiedział we wtorek w uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu sędziowskiego Ralf-Michael Polomski. 48-letnia kobieta doznała ciężkich obrażeń mózgu, gdy upadła jadąc konno. Jak podkreślił sędzia, od tego czasu ofiara wypadku była nieprzytomna, nie było z nią żadnego kontaktu i bardzo cierpiała. Psychiczne i finansowe następstwa tej sytuacji dla rodziny były "trudne do udźwignięcia". - Czy wolno jednak brać prawo we własne ręce? - pytał Polomski, cytowany przez dpa. Chciał "zbawić matkę" Jak pisze agencja, oskarżony przyjął wyrok z kamienną twarzą i odmówił komentarzy. Zeznając na początku procesu, powiedział, że chciał "zbawić matkę". - Bolało mnie, że mama jest w takim stanie, a ja nie mogę nic na to poradzić - tłumaczył. Zdaniem sądu rozpatrywanego przypadku nie można było uznać za eutanazję, gdyż kobieta, choć pozbawiona świadomości, mogła żyć jeszcze przez wiele lat. Nie było to również zwykłe zaprzestanie leczenia w celu skrócenia cierpień, które nie podlega karze. Sędziowie znaleźli jednak okoliczności łagodzące, gdyż w przypadku zabójstwa kodeks przewiduje kary od 5 do 15 lat pozbawienia wolności. Nie zdecydowali się natomiast na zawieszenie kary, uznając, że byłby to - jak powiedział sędzia - "fałszywy sygnał". Jak wyjaśnił Polomski, oskarżony zaplanował czyn, zdając sobie sprawę, że podlega on karze. - W razie wątpliwości należy chronić życie, które jest wartością najwyższą - podkreślił sędzia. Przed wydaniem wyroku sędziowie odwiedzili ośrodek opieki dla nieuleczalnie chorych. Jak pisze dpa, los pacjentów oraz ich rodzin bardzo ich poruszył. Miesięczny koszt opieki nad pacjentem wynosi często nawet kilka tysięcy euro. Konieczna jest solidarność ze strony państwa i społeczeństwa - powiedział Polomski.