Jednocześnie niektórzy kandydaci PiS startujący w wyborach do PE w 2004 r. potwierdzają, iż zobowiązali się wpłacać comiesięcznie 10 tys. euro na rzecz Fundacji Silna Polska w Europie. "Gazeta Wyborcza" donosi, że Fundacja Silna Polska w Europie (nazwa od wyborczego hasła PiS) w 2004 roku chciała od każdego eurodeputowanego PiS co miesiąc 10 tys. euro. Danina była zapisana w umowach z kandydatami do Parlamentu Europejskiego. Umowy nie wolno było zerwać. Kandydaci PiS podpisywali, ale z bólem, bo poręczali własnym majątkiem, a przy wspólnocie majątkowej miały też poręczać ich żony. W razie niepłacenia bali się bankructwa - napisała gazeta. Według "GW", również w najbliższych czerwcowych wyborach do europarlamentu kandydaci PiS muszą podpisać zobowiązania - tym razem, że kiedy dostaną się do PE zatrudnią pracowników wskazanych przez partię. Obecni kandydaci zaprzeczają, jakoby podpisywali zobowiązanie do zatrudniania ludzi PiS-u w swoich biurach poselskich. - Nikt nie składał takiej propozycji - podkreślił Michał Kamiński, "jedynka" na warszawskiej liście PiS do europarlamentu. Inna warszawska kandydatka PiS, b. minister sportu Elżbieta Jakubiak powiedziała, że jest zszokowana tezami artykułu. Podkreśliła, że nie podpisywała takiego zobowiązania ani nie była o to proszona. Zaprzeczyli też w rozmowie pierwszy na liście wielkopolskiej Konrad Szymański i ostatni na tej samej liście Maks Kraczkowski. Niektórzy kandydaci PiS w poprzednich wyborach do PE potwierdzili natomiast, że podpisali zobowiązania do wpłaty comiesięcznie 10 tys. euro na rzecz Fundacji Silna Polska w Europie. Kraczkowski, który - jak napisała "GW" - był prezydentem fundacji, w rozmowie nie chciał potwierdzić czy kandydaci w każdym miesiącu musieli wpłacić na jej rzecz 10 tys. euro. Zaznaczył, że nie pamięta szczegółów umowy. - Fundacja była powołana, po to żeby prowadzić działalność promocyjną podczas eurowyborów. W pewnym momencie pojawił się pomysł, aby zobligować kandydatów na europosłów do tego, żeby powstała jak największa sieć biur poselskich w regionach. Jednak pomysł nie podobał się kandydatom i fundacja została zlikwidowana w ciągu roku albo szybciej - podkreślił Kraczkowski. - Fundacja uległa likwidacji, kiedy kandydaci zostali europosłami. Nie było możliwości wpłaty - zaznaczył. Podkreślił, że nie był prezydentem Fundacji Silna Polska w Europie, ale zasiadał w radzie fundatorów, razem z obecnym sędzią Trybunału Konstytucyjnego Wojciechem Hermelińskim. Wiceprezes PiS Adam Lipiński nie chciał szerzej skomentować sprawy, bo - jak twierdzi - nie zna zapisów umowy. - O ile wiem nie została wprowadzona w życie - podkreślił. B. polityk PiS Marcin Libicki, który w poprzednich wyborach zdobył mandat do PE z list tego ugrupowania potwierdził, że podpisał umowę, w której zobowiązywał się do przekazywania na rzecz fundacji pieniędzy. - Podpisując umowę zgodziłem się poddać natychmiastowej wykonalności egzekucji z całego mojego majątku - odparł pytany, jakie były dodatkowe warunki umowy. Libicki zaznaczył, że ostatecznie żadnych pieniędzy na cel fundacji nie przekazał, a umowa została rozwiązana notarialnie. Europoseł PiS Mieczysław Janowski (w tegorocznych eurowyborach otworzy listę PSL na Podkarpaciu) potwierdza, że podpisał umowę na konwencji PiS w kwietniu 2004 r. w Krakowie, ale - podobnie jak Libicki - nigdy nie musiał się z niej wywiązywać. Janowski dodał, że jego umowa do dziś nie została rozwiązana i jest wciąż aktualna. Eurodeputowany potwierdza również, że w umowie znalazł się m.in. zapis mówiący o tym, że nie będzie mógł mieć wpływu na obsadę kadrową swojego biura poselskiego. - Był taki zapis, ale praktyka była inna - powiedział. Także europoseł Konrad Szymański potwierdził, że w 2004 r. podpisał umowę, która zobowiązała go do przekazania pieniędzy na rzecz fundacji, jednak - jak podkreśla - nie była ona realizowana i nikt od niego nie żądał pieniędzy. Michał Kamiński powiedział, że nie pamięta, aby w 2004 r. jako kandydat do PE podpisał zobowiązanie o wpłacie 10 tys euro. - Nie przypominam sobie w ogóle takiego pomysłu - podkreślił. Rzecznik PiS obecny europoseł Adam Bielan w Polsacie News pytany o "haracze" przed wyborami 2004 r. podkreślił, że być może były podpisywane tego rodzaju umowy z Fundacją, która działała wokół PiS. - Dokładnie tego nie pamiętam. Z całą pewnością żaden europoseł już po wyborach nie wpłacał tego rodzaju środków. Nie ma w tym niczego sensacyjnego, posłowie do PE otrzymują dosyć duże kwoty na utrzymanie biur - zaznaczył. Bielan dodał, że nie pamięta czyj to był pomysł. - Ja nie byłem pomysłodawcą tego, byłem osobą zainteresowaną jako kandydat do PE w 2004 roku. To oczywiście nie był mój pomysł, natomiast zapewne ktoś z członków partii coś takiego wymyślił - podkreślił.