Proces SNC-Lavalin, działającej na całym świecie firmy z Quebec, będzie się toczyć właśnie w tej prowincji i będzie dotyczył zarzutów o łapówki, które przedstawiciele SNC-Lavalin mieli wręczać jednemu z synów byłego libijskiego dyktatora, Muammara Kadafiego. Chodzi o kwotę ponad 40 mln dolarów. Sędzia Claude Leblond uznał w środę, że dowody zgromadzone przez policję stwarzają wystarczającą podstawę do rozpoczęcia procesu. Próby zaniechania procesu W miesiącach poprzedzających decyzję sędziego kierownictwo SNC-Lavalin próbowało doprowadzić do zaniechania drogi procesowej. Firma chciała skorzystać z istniejącej w kanadyjskim prawie możliwości zastąpienia procesu karnego ugodą. Gdyby taka decyzja została podjęta, firma SNC-Lavalin zostałaby ukarana grzywną, ale nie byłaby odsunięta na 10 lat od publicznych przetargów. SNC-Lavalin zatrudnia na świecie ponad 50 tys. pracowników, w Kanadzie daje pracę prawie 9 tys. W ciągu minionych miesięcy firma groziła przeprowadzką poza Kanadę w razie wytoczenia jej procesu. Jak oświadczył w środę prezes SNC-Lavalin Neil Bruce, "oskarżenia wiążą się z wydarzeniami, które miały miejsce przed 20, a niekiedy - przed siedmioma laty i dotyczą czynów popełnionych przez pracowników, którzy już dawno opuścili firmę". Polityczny skandal w Kanadzie SNC-Lavalin stała się w lutym przyczyną politycznego skandalu, który nadwyrężył wizerunek rządu liberałów i premiera Justina Trudeau, na kilka miesięcy przed październikowymi wyborami do parlamentu federalnego. Do dymisji podała się wówczas Jody Wilson-Raybould, minister ds. weteranów, która do styczniowych zmian w rządzie pełniła funkcję minister sprawiedliwości i prokurator generalnej. Kilka dni przed dymisją dziennik "The Globe and Mail" napisał, że kancelaria premiera naciskała na Wilson-Raybould w sprawie dochodzenia na temat firmy SNC-Lavalin. Na początku marca do dymisji podała się także inna minister w rządzie Trudeau - Jane Philpott, szefująca Treasury Board (urząd łączący role resortu administracji i częściowo skarbu). Swą rezygnację uzasadniła tym, że straciła zaufanie do sposobu, w jaki rząd zajął się sprawą SNC-Lavalin. Od czasu swej dymisji Wilson-Raybould twierdziła, że chodziło jej o naciski, które nigdy "nie powinny mieć miejsca", ale nie ujawniała szczegółów. Dopiero po zwolnieniu z tajemnicy służbowej kanadyjska polityk złożyła wyjaśnienia przed parlamentarną komisją sprawiedliwości w sprawie nacisków ze strony - jak wyliczyła - 11 osób w rządzie. Jak relacjonowała, zapytała bezpośrednio Trudeau, czy próbuje "wywrzeć polityczną presję" na jej decyzje jako prokurator generalnej. Premier miał jej odpowiedzieć, że nie wywiera nacisków, a jedynie stara się z nią wspólnie "znaleźć rozwiązanie". Wielu ekspertów uważa, że Wilson-Raybould niepotrzebnie zasłaniała się tajemnicą służbową. Do złożenia wyjaśnień wystarczyłoby jej skorzystanie z tzw. parlamentarnego przywileju, czyli prawa do całkowitej swobody wypowiedzi, jaka przysługuje członkom parlamentu. Nie wiadomo, dlaczego JWR - jak kanadyjskie media nazywają byłą minister - nie chciała z tego uprawnienia skorzystać. Dochodzenie w sprawie nacisków Trudeau potwierdził, że rozmawiał z panią prokurator o miejscach pracy, ale utrzymywał, że zarówno on, jak i jego urzędnicy działali w sposób nienaganny. Wyraził żal, że minister nie przekazała mu, iż kontakty współpracowników premiera są przez nią odbierane jako naciski. Z kolei wiceminister sprawiedliwości Nathalie Drouin poinformowała podczas wysłuchań w parlamentarnej komisji sprawiedliwości, że Wilson-Raybould osobiście zablokowała przekazanie urzędnikom rządowym raportu w sprawie konsekwencji zastosowania ugody, o który to raport urzędnicy prosili. Z czasem obraz prawdomównej minister przeciwstawiającej się naciskom zaczął się zmieniać. W mediach pojawiły się relacje dawnych współpracowników Wilson-Raybould, którzy przytaczali przykłady na to, że jej nieugiętość to często zwykły upór. Wskazywano też na wewnętrzne rozgrywki w partii liberalnej, w które włączyła się Wilson-Raybould. Dochodzenie w sprawie nacisków prowadzi parlamentarny komisarz ds. etyki. Na początku kwietnia Wilson-Raybould i Philpott zostały usunięte z klubu parlamentarnego Partii Liberalnej. Politycy tej partii - w tym sam Trudeau - przez wiele tygodni próbowali dojść do porozumienia z obiema polityczkami. Wilson-Raybould stawiała twarde warunki podczas tych negocjacji. Domagała się dymisji urzędników z kancelarii premiera i złożenia przez Justina Trudeau oficjalnego oświadczenia, że jego administracja działała niewłaściwie. W ostatnich dniach pojawiły się informacje, że Wilson-Raybould i Philpott zamierzają wystartować w przyszłych wyborach parlamentarnych jako kandydatki niezależne. Z Toronto Anna Lach