Tak dużego miesięcznego spadku zatrudnienia w Kanadzie nie odnotowano jeszcze nigdy, od kiedy w 1976 r. urząd statystyczny w Ottawie zaczął gromadzić porównywalne dane na ten temat. Odczyt ten zaskoczył nawet najbardziej pesymistycznych ekonomistów. Po tym, jak w grudniu kanadyjskie spółki zwolniły 20,5 tys. pracowników, w styczniu spodziewano się spadku zatrudnienia o 40 tys. W styczniu dramatyczny spadek zatrudnienia odnotowano także w USA, gdzie ubyło 598 tys. miejsc pracy. Jednak kanadyjski rynek pracy jest dziesięciokrotnie mniejszy niż amerykański, więc proporcjonalnie spadek zatrudnienia w Kanadzie był znacznie większy, niż w Stanach Zjednoczonych - ocenił Craig Wright, główny ekonomista największego kanadyjskiego banku Royal Bank of Canada. W ciągu ostatnich trzech miesięcy kanadyjskie firmy zwolniły 213 tys. osób, czyli tyle samo, ile zatrudniły w poprzednich 10 miesiącach. Najwięcej miejsc pracy, aż 71 tys., zlikwidowano w prowincji Ontario, stanowiącej główny ośrodek kanadyjskiego przemysłu. Sytuacja gospodarcza w Kanadzie jest silnie uzależniona od koniunktury w Stanach Zjednoczonych, które są jej najważniejszym partnerem handlowym. - USA pozostają epicentrum tego kryzysu, co jest bardzo niepokojące - ocenił w piątek szef kanadyjskiego rządu Stephen Harper. Kanadyjski minister finansów Jim Flaherty ostrzegł, że to jeszcze nie koniec redukcji etatów. - Amerykańska gospodarka jeszcze nie sięgnęła dna. Sytuacja na rynku mieszkaniowym nadal się tam pogarsza, więc Kanadyjczycy muszą się przygotować, że to będzie trudny rok - oznajmił. Premier Harper oświadczył jednak, że jego konserwatywny gabinet nie planuje powiększenia wartego 32 mld dol. planu pobudzenia gospodarki, ogłoszonego pod koniec stycznia. Centralny bank Kanady przewiduje, że w tym roku produkt krajowy brutto (PKB) tego kraju skurczy się o 1,2 proc.